sobota, 2 czerwca 2012

María Rodés - Sueño Triangular



Odmieniony sposób rozciągłości dźwięków.
María Rodés zaczynała karierę w duecie Oniric, który w 2009 roku debiutował bardzo dobrze przyjętym, multidźwiękowym albumem "Sin Técnica" (Cydonia Records). Nazwa grupy i tytuł płyty mogłyby widnieć na jednym sztandarze - wołającym o przywrócenie muzyce roli magicznej, roli atechnicznego, sennego układania dźwięków i tworzenia z nich zupełnie nowych światów. (Zamierzonym lub nie) manifestem jest też tytuł solowego debiutu Rodés - "Una forma de hablar" (Pewien rodzaj mówienia; BCore, 2010) - który poszerza zdefiniowane "zadanie" o aspekt komunikacyjny - także przecież wyjątkowo bliski pierwotnemu postrzeganiu cech i ról dźwięków. 

Na swojej drugiej-trzeciej płycie artystka z Barcelony powraca - nie tylko nominalnie - do swych onirycznych początków. Tytuł "Sueño Triangular" to nawiązanie do dwuletniego zapisywania snów, ale także wskazanie na jednego z najciekawszych i najbardziej zachwycających pisarzy XX wieku - Fernando Pessoę (1 i 2), który w "Księdze niepokoju" tak pisał o trójkątnym śnieniu:


    Fernando Pessoa - Księga niepokoju, tłum. M. Lipszyc, wyd. Świat Literacki


"Sueño Triangular" startuje niczym wspaniałe, nagrane jeszcze z niezastąpionymi bliźniaczkami Valtýsdóttir, "Summer Make Good" Islandczyków z múm - z mruczącego chaosu wyłaniają się pierwsze niemowlęco-zabawkowe dźwięki. I nawet jeśli pominiemy męczący teoretyzm i hipotezę, że cała płyta rozpoczyna się bardzo ogólną "dźwiękogenezą", nie możemy nie zauważyć, że nowa Rodés to album, który znów bardzo mocno odwołuje się do muzycznej prehistorii i idei wywoływania dźwięków. Sama artystka mówi zresztą (w rozmowie z Gent Normal), że "lubi nagrywać w domu przy pomocy tego, co ma pod ręką" (CocoRosie!) i w związku z tym na jej płycie usłyszymy "kurki, szczoteczki do zębów, zapalniczki, ołówki..."

Na szczęście Sueño nie jest jednak wyłącznie płytową sekcją Archeo. Dźwiękowe zabawy stanowią tu jedynie narzędzie - owszem, eksponowane, ale ewidentnie służące do stworzenia większej, ciekawszej całości.
Mimo tego, że to album autorski, charakterystyczny i osobny, słychać tu sporo dźwiękowego pokrewieństwa z artystami, którzy granice szeroko pojmowanego folku zacieśniają do granic podróży wgłąb i do źródła dźwięków. W Lejos de Pekin dziecięca wyliczanka spływa z orientalnym, jękliwym motywem (archetypiczne wręcz wschodnie-szarpanie-strun objawia się tu w warstwie rytmicznej), a wokalne przystylizowanie przywodzi na myśl pocztówki z Tokyo nagrane przez Books. Pod piątką znajdujemy sąsiadkę z Goldfrapp (okresu "Seventh tree"), Hum! startuje jak numer Toma Waitsa, a w klimatycznej Loteríi Tiersenowstwo walczy z Tokumaruwszczyzną.



Najsilniejsza stylistyczna więź katalońskiej artystki to jednak dialog z dokonaniami Annie Clark. Cae lo Que Fuego Fue w bardzo podobny sposób przeprowadza - wciąż unikatowy - zabieg rozpostarcia na przestrzeni jednego utworu drastycznie różnych emocji i ekwilibrystycznego połączenia muzycznego niepokoju (potęgowanego kakofonicznym narastaniem tonów) z ukojeniem, które stanowi zresztą jeden z filarów płyty. 

Gdyby przenieść utwory St. Vincent i Maríi Rodés na grunt medycyny, kamery z całego świata obserwowałyby je i transmitowały jako pierwsze udane muzyczne mikroalianse nastrojów. Operacje tego typu są nowe, niełatwe i nieoczywiste, ale to w nich tkwi siła "Sueño Triangular". Po dźwiękowo-internetowej transformacji, w czasach muzycznego przejedzenia, "alternatywny" kameralny pop - często słusznie - metkowany jest jako cicha nuda. Dobrze, że powstają płyty, które mają siłę takie metki zrywać.

 8 



MARÍA RODÉS - urodzona w 1986 roku muzyczka barcelońska. Na swoim koncie ma trzy długogrające płyty - "Sin Técnica" (w duecie Oniric; 2009, Cydonia Records) oraz solowe: "Una forma de hablar" (2010, BCore) i "Sueño Triangular" (2012, BCore). Oficjalna strona artystki znajduje się pod adresem http://mariarodes.net/ .