poniedziałek, 24 grudnia 2012

yiLet - NASZA rozmowa - cz. I



WYPLUĆ ŻYLETKI



W pierwszej części rozmowy z jednym z naszych ulubionych zespołów pojawiają się tematy takie jak: żyletki, początki, kapitalizm, Brazylia, dziewczyny, dyktat USA, imprezy, muzyka. W części drugiej, którą zaprezentujemy po świętach będą to tematy takie jak: Argentyna, płyty, rock narodowy, muzyczny patriotyzm, przyszłość. 

I jeszcze dziewczyny. I muzyka.



Pod mailami podpisujecie się "las chicas de yiLet", stąd dwa pierwsze pytania - pierwsze - jaka jest geneza Waszej nazwy?

Marina: Moja przyjaciółka powiedziała mi kiedyś, że kiedy mówię, to tak, jak bym wypluwała żyletki (hiszp.: escupiendo gillette - przyp. ORX). Było to pod koniec lat dziewięćdziesiątych (1999), a ja grałam wtedy z dwiema dziewczynami w pop-punkowym zespole. Kiedy w 2006 rozpoczynałam nowy projekt przypomniałam sobie o tym i uznałam, że to interesujące. Po różnych kombinacjach opartych na zabawach językowych (she lets czy analogicznie deja ser) w końcu stanęło na yiLet.

Postawa plucia żyletkami jest pewną formą istnienia i zachowania, a dziś - jako że tworzymy żeńskie trio - formą wyrazu trzech grających dziewczyn.

No właśnie, stąd pytanie drugie - jesteście "girlsbandem" z przypadku czy z wyboru i jaki ma to wpływ na to co i jak gracie.

Jesteśmy żeńskim zespołem z wyboru. Gdy dołączyła do mnie Marilina nigdy nie przyszło nam do głowy szukać chłopaka-perkusisty. Zawsze myślałyśmy o dziewczynach, choć oczywiście zdarzało nam się współpracować ze znajomymi facetami. Nigdy jednak nie rozważałyśmy poszerzenia zespołu o któregokolwiek z nich. Kiedy znudziło nam się granie, w którym sekcja rytmiczna opierała się na samym basie, zaczęłyśmy szukać perkusistki.

Uważamy, że to, że dobrze nam ze sobą i świetnie się dogadujemy ma duży wpływ na naszą muzykę. Zadajemy sobie pytania, a naszą odpowiedzią jest muzyka.

Mówiliśmy o nazwach, pomówmy o języku - jesteście z Argentyny, ale płytę zatytułowałyście po portugalsku. W teksty wplatacie portugalskie słowa, teledysk do Me Vuelvo nakręciłyście w Brazylii i nawet Wasza okładka wygląda bardzo brazylijsko. Skąd się to bierze?

Marina: Był w moim życiu czas, kiedy na parę lat całkowicie zarzuciłam komponowanie. Studiowałam reżyserię obrazu i dźwięku, a jednocześnie działałam w artystycznej grupie RudaMacho. Pewnego dnia pojechałam na wakacje do Brazylii i ten kraj i kontakt z jego naturą sprawiły, że wróciłam do pisania muzyki. To właśnie dzięki temu powstały pierwsze szkice piosenek, które stały się podstawią Mensagem. Brazylijskie akcenty i słowa po portugalsku są więc w pewien sposób odwdzięczaniem się miejscu, które mnie zainspirowało i sprawiło, że znów zaczęłam tworzyć.



Na początku yiLet był solowym projektem Mariny, potem był duet, teraz trio. Opowiedzcie trochę o początkach i o tym jak się poznałyście.

Marina: Z Mariliną poznałyśmy się na uniwersytecie w Buenos Aires pod koniec 2000 roku, na wspomnianym już wydziale reżyserii dźwięku i obrazu. Zaprzyjaźniłyśmy się między innymi dlatego, że słuchałyśmy podobnej muzyki. Lubiłyśmy Joy Division, The Smiths, Love and Rockets - zespoły, których nie słuchał tam nikt inny.
Po jakimś czasie razem z przyjaciółmi stworzyliśmy RudaMacho - kolektyw artystyczny zajmujący się organizacją cyklicznych imprez. Robiliśmy instalację, performensy, sztukę wideo, graliśmy koncerty i organizowaliśmy sety didżejskie, podczas których popularni DJ-e grali razem z tymi mniej znanymi, między innymi właśnie z nami.

W sumie działaliśmy od września 2002 do końca 2005 roku, a z szóstki tworzącej grupę cztery osoby zostały muzykami. Pod koniec 2006 stworzyłam yiLet i przez rok grałam sama. Potem dołączyła do mnie Marilina i przez cały 2008 nagrywałyśmy debiutancki album, który ostatecznie ukazał się w marcu 2009. 
W międzyczasie znudziła nam się praca z nagranymi ścieżkami perkusyjnymi i zaczęłyśmy grać bardziej akustyczne sety oparte na zestawie gitara-bas-wokal. To pozwalało nam uniknąć przywiązania do automatycznej sekcji rytmicznej. Któregoś dnia Marilina zasugerowała, że powinnyśmy poszukać perkusistki i tak poznałyśmy Ani. Znałyśmy ją z widzenia, bo chodziłyśmy w te same miejsca, do tych samych galerii i klubów.

Pod koniec 2009 Marilina zaczęła chodzić na nową cykliczną imprezę Dengue Dancing, a Ani była jedną z jej organizatorek. Pewnego wieczoru na scenie pojawił się złożony z samych dziewczyn zespół Blue Cherrys z Ani siedzącą za bębnami. Marilinie bardzo spodobał się występ i następnego dnia opowiedziała mi o perkusistce. Tak to się zaczęło - Ani przyszła na nasz koncert i zaprosiłyśmy ją na wspólną próbę. Pamiętam, że pojawiło się na niej trochę nerwów i emocji, ale natychmiast dało się wyczuć, że jest między nami magia.

Dziś Dengue Dancing to najlepsza impreza w Buenos Aires - miejsce, w którym
pojawiają się nowe propozycje muzyczne, nowi DJ-e argentyńscy, ale też muzycy chilijscy 
i zespoły grające muzykę do tańca. My też miałyśmy przyjemność grać tam parę razy.

Co myślicie o nowej muzyce południowoamerykańskiej. Czujecie się częścią większej sceny? 

Może wydawać się to niedorzeczne, ale tak naprawdę wiemy bardzo mało o muzyce sąsiadów. Dzięki przyjaźniom i znajomościom znamy część zespołów sceny chilijskiej (Javiera Mena, Dënver, Gepe, Diegors, Fredi Michel, MKRNI, Mamacita), z którymi czujemy się emocjonalnie i muzycznie związane i z którymi możemy wymieniać muzyczne doświadczenia. Prawie zupełnie nie orientujemy się jednak w tym, co dzieje się w Boliwii, Peru, Urugwaju czy Brazylii. To efekt systemu kapitalistycznego, w którym wszyscy żyjemy. Sprawia on, że znamy tylko to, co chce byśmy poznali. Z Urugwaju wszyscy kojarzą Drexlera (Jorge Drexler - zdobywca Oscara za utwór Al otro lado del río z filmu Dzienniki motocyklowe - przyp. ORX), a z Argentyny Santaolallę (Gustavo Santaolalla - dwa Oscary za muzykę filmową - Brokeback Mountain - 2006 i Babel - 2007 - przyp. ORX), ale nikt nie zna podziemnej sceny w tych krajach.

Intuicyjnie wyczuwamy, że jesteśmy częścią większej sceny, ale z pewnością jest to scena pozostająca w ciągłym rozwoju. Wiemy, że łączy nas wiele z niektórymi muzykami z Chile, ale na pewno jesteśmy też w pewnym sensie podobne do zespołów, których nawet nie znamy.

To, co spaja zespoły z Ameryki Południowej to język, który jednocześnie odróżnia nas od zespołów z Europy. My staramy się mieszać nasz folklor z wpływami europejskimi.



Wiele znakomitych południowoamerykańskich zespołów nie przebija się z popularnością poza kontynent. Wy nagrałyście jedną z najlepszych płyt lat 00, ale nie pisał o niej Pitchfork, a w blogosferze nie zawrzało, jak w przypadku setek o wiele słabszych albumów. Czy to deprymujące? I - jak myślicie - z czego to wynika? System, o którym mówicie? Lenistwo w odkrywaniu nowości? Modowy dyktat aktualnych medialnych trendseterów w Stanach czy Wielkej Brytanii?

Jako Argentynki jesteśmy przyzwyczajone do marginalizacji. Argentyński mainstream jest słaby i nudny, a nowym piosenkom granym w radio brakuje głębi. Nie ma dziś u nas punktu odniesienia - zespołu, który zachwycałby dzisiejsze nastolatki, a jednocześnie faktycznie grał dobrą muzykę. To niesprawiedliwe i deprymujące, że nie istnieje tu przemysł muzyczny, który dostrzegałby środowisko undergroundowych zespołów grających rock czy pop. Nie ma żadnej struktury - promocji, rozwoju czy dystrybucji, a bez tego bardzo ciężko konkurować z muzyką graną w radio. Nie da się wyżyć będąc tylko muzykiem i oczywiście bardzo chciałybyśmy poświęcać się całkowicie graniu, ale musimy mieć inną pracę, by móc się utrzymać. Mimo wszystko staramy się jak najwięcej czasu przeznaczać właśnie na muzykę, bo to nasza pasja, a dawanie muzyki światu to sygnał jedności (śmiech).

W latach 80. sytuacja była zupełnie inna. Dbano o kulturę narodową i dzięki temu powstały zespoły takie jak Soda Stereo czy Los Redonditos de Ricota. Dzisiejszy problem to segmentacja muzycznej konsumpcji. Kiedyś kraje Ameryki łacińskiej miały aktywny dostęp do muzyki z pierwszych miejsc brytyjskich list przebojów. Słuchano Erasure, Depeche Mode, Pet Shop Boys i wielu innych grup. Dzisiaj w ogólnej świadomości nie istnieją brytyjskie charts, masz do nich dostęp pod warunkiem, że sam znajdziesz je sobie w sieci i to właśnie internet sprawia, że mamy dziś dostęp do innej muzyki i poznajemy różne formy muzycznej ekspresji. Stany Zjednoczone chcą natomiast żebyśmy jako Latynosi słuchali Luisa Miguela, zespołu Maná, Chayanne’a i reggaetonu (muzycy, zespoły i gatunek lotów niskich i przyjemności nikłej; jeśli Państwo nie kojarzycie, nie polecamy sprawdzać - przyp. ORX). Taka muzyka jest dziś przez to popularna.



Do tego obrazu należy dodać degradację lokalnych stylów i gatunków - na przykład cumbia villera, która z tradycyjną cumbią ma bardzo niewiele wspólnego (cumbia - taniec i gatunek muzyczny wywodzący się z Kolumbii i popularny - w różnych wariantach w różnych krajach Ameryki Południowej; cumbia villera - rodzaj cumbii spłyconej, uproszczonej, dyskotekowej, powstały w slumsach Buenos Aires - przyp. ORX).
Patrząc na to ogólniej - nacisk kładzie się na ilość i konsumpcję, a nie jakość muzyki. I raczej nie chodzi tu o lenistwo ludzi, ale o system kierowania ich uwagi na to, co każe im się konsumować. Bardzo trudno jest zerwać z tak silną strukturą.

Ciąg dalszy nastąpi / To be continued / Continuará






Nos gustaria aclarar que las 3 contestamos las preguntas. Salvo cuando esta explicitado.

Solís firmar vuestros correos “las chicas de yiLet”. Nos fascina ese nombre y la manera de pronunciarlo :) ¿Cómo surgió el nombre de la banda? 

(habla Marina) Una amiga una vez me dijo que yo hablaba escupiendo gillette. En aquel tiempo, 1999, yo tocaba con dos chicas en una banda de pop punk. Me parecio intersante al momento de darle un nombre al proyecto que inicie en al fines del 2006. 
Tras varias combinaciones de idiomas en frances y en ingles, como elle est o she lets, ella es, o se deja, o deja ser, quedo YILET, tal cual se lee, tal cual se pronuncia. Basicamente es una forma de ser. Hoy siendo un trio de chicas, es la forma de 3 chicas tocando.

El grupo es formado únicamente por chicas. ¿Sois un “girlsband” por casualidad  o por elección? ¿Creéis que ese hecho influye de alguna manera en vuestra música? 

Somos una banda de chicas por eleccion. Luego de que Marilina se sumo al proyecto jamas se nos ocurrió buscar un chico baterista. Siempre pensabamos en chicas, aunque hubo algunas colaboraciones de distintos amigos musicos para algunos shows pero no sentiamos que fueran a incorporarse al proyecto. Cuando nos cansamos de tocar con bases, buscamos a una chica y ahi  llego Ani. Creemos que lo que influye en nuestra musica es que nos entendemos musicalmente y nos llevamos muy bien. Nos hacemos preguntas y respuestas musicalmente.

Nos gustaría hablar un poco sobre las cuestiones relacionadas con el idioma. Sois de Argentina pero el título de vuestro disco, ‘Mensagem’, viene en portugués. En algunas de las canciones hemos detectado palabras portuguesas, el video de ‘Me vuelvo’ fue rodado en Brasil, hasta la portada de vuestro disco nos parece obviamente brasileña. ¿A qué se debe todo esto?

(habla Marina)
Hubo unos años en los que no tuve contacto con la composicion. Estudiaba Diseño de Imagen y Sonido, al mismo tiempo participaba en un colectivo artistico llamado RudaMacho. En aquel momento me fui de vacaciones a Brasil, alli, estando en contacto con la naturaleza me senti inspirada y volvi a componer. Surgieron asi los primeros esquemas de las canciones que formarian parte de Mensagem. Usar palabras en portugues es como devolver, agradecer al lugar que me inspiro.

YiLet comenzó como un proyecto solista de Marina, después se convirtió en un dúo, hoy es un trio. Decid algo sobre los primeros momentos de vuestra colaboración, ¿cómo os habéis conocido?

(habla Marina)
Con Marilina nos conocimos en la Universidad de Buenos Aires a fines del 2000 en la carrera de Diseño de Imagen y Sonido. Nos hicimos amigas, compartíamos gustos musicales (Joy división, The Smiths, Love & Rocket) bandas que en ese momento no las escuchaba nadie. Despues de un tiempo junto con otros amigos creamos RudaMacho, era un colectivo artistico que se dedicaba a hacer fiestas itinerantes. En el mismo haciamos instalaciones, perfomances, video arte, tocaban bandas, mezclabamos djs ya conocidos con otros emergentes, y muchas veces eramos djs nosotros mismos.

Este colectivo duro de sept 2002 a fines del 2005. Cuatro de los seis que formábamos parte devenimos músicos. 
A fines del 2006 comence con YiLet. Toque sola durante un año, luego se sumo Marilina. 
Durante el 2008 grabamos el disco debut que salio en marzo de 2009. Para ese tiempo ya estabamos cansadas de tocar con pistas. Nos divertiamos mas haciendo acusticos a guitarra, bajo y voz donde manejabamos el tempo como queriamos. Marilina sugirio buscaramos baterista. Asi conocimos a Ani. De vista ya la conociamos porque compartiamos mismos lugares de concurrencia, fiestas, galerias de arte entre otros eventos. 
A fines del 2009, Marilina comenzo a ir a una nueva fiesta llamada Dengue Dancing, de la que Ani  era una de las organizadoras. (hoy es la mejor propuesta de fiesta en la noche porteña a nuestro parecer. Es un espacio de nuevas propuestas musicales. Tocan djs emergentes nacionales y chilenos, bandas bailables. Varias veces hemos tocado. https://www.facebook.com/pages/Dengue-Dancing/170654527360?fref=ts) En una de esas noches Marilina vio tocar una banda de chicas llamada Blue Cherrys en la cual Ani tocaba la bateria, quedo fascinada y al otro dia me conto a mi de Ani. Al próximo show nuestro Ani nos fue a ver, hablamos con ella al final del show y la invitamos al próximo ensayo. En el ensayo hubo nervios y emocion,  pero nacio una magia inmendiata entre las 3! 


¿Qué opináis sobre la música latinoamericana surgida en los últimos años? ¿Os consideráis parte de una escena más grande?
Aunque parezca ridiculo (o no tanto) sabemos muy poco de la escena que hay en los paises limitrofes. Gracias a distintas amistades conocemos parte de la escena de Chile como Javiera Mena, Denver, Gepe, Diegors, Fredi Michel, MKRNI, Mamacita, con los cuales compartimos afinidades e intercambios msicales. 
Pero poco sabemos que pasa en Bolvia, Peru, Uruguay, Brasil.
Esto es producto del sistema capitalista en el cual vivimos donde solo conocemos las cosas que quieren que conozcamos, por ejemplo de Uruguay concemos a Drexler y de la Argentina todo el mundo conoce a Santaolalla pero desconocemos la movida under de estos paises.
Entonces intuimos que seriamos parte de una escena mas grande, pero que todavia esta en formacion. Ya que tenemos coincidencias con algunos musicos de Chile y seguro tendremos con bandas que desconocemos.
Hay un apropiarse de la lengua castellana que nos hace similares, y que al mismo tiempo nos diferencia de bandas europeas, mezclando nuestro folclore con influencias musicales extranjeras.

Desgraciadamente, la música de muchas bandas estupendas no es conocida fuera de América Latina. Vuestro disco es, sin ninguna duda, uno de los mejores álbumes de lo años 00 pero no fue aclamado por Pitchfork ni causó mucho revuelo en la blogosfera. Mientras tanto se dedicó atención a los discos flojos y poco intersantes desde el punto de vista musical. ¿Lo consideráis injusto o deprimente? ¿Cuáles pensáis que pueden ser los motivos de esta situación? ¿El dominio de los medios  de los EE.UU. o de Inglaterra que marcan las tendencias? ¿O la pereza y falta de ánimo de la gente que no tiene ganas de esforzarse para descubrir novedades interesantes no provenientes de la corriente principal? 

Al ser Argentinas estamos un poco acostumbradas a la marginalidad. Aquí lo mainstream es chato, no tiene vuelo. Lo nuevo que se escucha en la radio carece de profundidad. No existe un referente copado, bueno para los jovenes adolescentes de hoy. Lo consideramos injusto y deprimente. No hay una industria musical para bandas pop, rock, etc que provengan del under.  No hay una estructura de promocion, de desarrollo ni de distribucion, por ende es muy dificil competir con lo que suena en las radios. 
Lamentablemente no se puede vivir de la musica aquí. Ojala pudieramos dedicarle el 100% de nuestro tiempo. Tenemos otros trabajos para subsistir. De todas formas tratamos de invertir todo el tiempo que podamos en la musica ya que creemos que eso traera mas musica al mundo y un mensaje de comunion. 

En los 80 la situacion era diferente, se cuidaba la cultura nacional. De ahí surgieron bandas como Soda Stereo o Los Redonditos de Ricota, en ese momento no habia una segmentacion de consumo como hoy dia, es decir, algunas partes de LatinoAmerica, podia consumir los primeros puestos de los charts ingleses, como Erasure, Depeche Mode, Pet shop Boys, etc.
Hoy Argentina esta dentro de la segmentacion de consumo para LatinoAmerica. Ya no existen popularmente el ranking de los charts ingleses, salvo que te interese y lo busques por internet. Gracias a internet conocemos diferentes expresiones musicales. Lo que quieren que consumamos EEUU ,es Luis Miguel, Mana, Chayanne, Regueton, etc. Eso es lo popular. Sumale a esto una movida local como la cumbia villera, que poco tiene que ver con la cumbia tradicional. El foco esta en el consumo, no en la calidad musical. 
Pensamos que no es la pereza de la gente, sino que el sistema dirige la mirada a lo que ellos les conviene que la gente consuma. Y es muy complejo romper la estructura.



YILET - początkowo solowy projekt muzyczny Mariny La Grasty, obecnie trio, którego pozostałymi członkiniami są Marilina Alejandra Giménez (bas) i Ani Castoldi (instrumenty perkusyjne). 11 marca 2009 ukazał się debiutancki album yiLet - Mensagem. Obecnie zespół pracuje nad nową płytą, którą zapowiada tegoroczna EP-ka Mi Verano de Invierno.

Nasza recenzja Mensagem do przeczytania tutaj.