Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wywiad. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wywiad. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 1 lipca 2013

Piel - NASZA rozmowa


Prawie trzy miesiące temu podaliśmy Wam na przystawkę wywiad z gwiazdą jednego z ich teledysków, a jako wzorowi gospodarze - tuż po przystawce serwujemy danie główne. Przed Wami Piel - jedne z najzdolniejszych klipmejkerek dzisiejszych czasów. 

Edit: Przed chwilą (5/7/13) otrzymaliśmy informację, że grupa Piel zakończyła swoją działalność, a Laura Manson i María Zanetti będą od tej pory tworzyć pod własnymi nazwiskami. Czując się niczym nieustraszeni pogromcy duetów mówimy: szkoda i mamy nadzieję, że ich solowa twórczość będzie równie dobra jak wspólne projekty.



Versión en español abajo


Nazywacie się Piel (hiszp. skóra) i gdybyśmy musieli strzelać dlaczego - wskazalibyśmy chyba na ekspozycje ciał w Waszych teledyskach. Kiedy myślimy o Efecto widzimy przylegający strój, niczym drugą, kolorową skórę, gdy oglądamy Gozo widzimy mechaniczny taniec Daft Punk, któremu człowieczeństwa dodaje ludzkie ciało. Oglądając na repeacie niezwykle sensualne Decepciones czujemy wszystko skórą Sofii Cantarini.

Nie burzcie tej zgrabnej teorii i powiedzcie, że mamy rację.

Nie będziemy jej burzyć! Oczywiście nazwa odnosi się do ludzkiego ciała, ale przede wszystkim do wrażliwości odczuwania i zmysłu dotyku. Powiedzenie hay piel przywodzi na myśl iskrzenie, łączenie i właśnie do tego dążymy - do tworzenia obrazów połączonych, czyli takich, które dobrze ze sobą grają. To sceny łączące się na zasadach dyktowanych przez historię, muzykę czy oczekiwania twórcy, który się do nas zwraca. Skóra to nie tylko największy narząd ludzkiego ciała, ale także ten, który najszybciej się regeneruje. W pewien sposób „bycie Piel” pozwala nam podróżować przez nieskończone estetyczne drogi i zagłębiać się aż do granic w napotkaną wrażliwość. 

Ciało i skóra to także istotne składniki Waszych indywidualnych działań. Pomarszczona skóra mistrza ping-ponga z filmu Marii kontrastuje ze smukłymi ciałami modnie ubranych modelek z portfolio Laury. To przypadek czy sytuacja dobrze pokazująca różnice stylistycznych zainteresowań?

Interesuje nas ciało, bo interesują nas ludzie i osobowości - to najważniejsza rzecz, która nas łączy. Nasze różne zainteresowania nakładają się na siebie w celu wydobycia tego, co najlepsze, najbardziej wiarygodne i prawdziwe z osób, które kręcimy. 

Powiedzcie o tym jak się poznałyście i skąd pomysł, by razem tworzyć teledyski. Czy pamiętacie konkretny moment, w którym pomysł przerodził się w działanie?

Poznałyśmy się podczas pracy nad bardzo stresującą reklamą, którą reżyserował pewien Turek. Któregoś wolnego wieczoru poszłyśmy razem na drinka i można powiedzieć, że nasza przyjaźń rozpoczęła się od wspólnego katharsis. Po jakimś czasie spotkałyśmy się oglądając show z Lolą Gasparini (Isla de los Estados) i wyobraziłyśmy sobie teledysk, którego akcja toczy się w lesie. W tym samym tygodniu zaczęłyśmy wysyłać sobie próbne wersje i materiały. Po miesiącu stałyśmy już za kamerą. To wydarzyło się bardzo szybko, czas od idei do realizacji był naprawdę minimalny. Przekonanie, że może się udać sprawiło, że udało nam się wystartować i spotkać ludzi - takich jak Matías Nicolás, Pablo Colella czy Eugenia Sangalli - którzy natychmiast wsparli nas - także swoim talentem. Ich praca była fundamentalna przy realizacji naszych wczesnych pomysłów.



Czy Argentyna jest dobrym miejscem na tworzenie sztuki? Czy da się tu z niej utrzymać? Pytamy z jednej strony o Wasze własne doświadczenia, a z drugiej o szerszy obraz krajowej sceny kulturalnej. Spotykacie się z muzykami, jak oni to widzą?

Argentyna to wielka przestrzeń do tworzenia, ale jednocześnie ciężko jest poświęcić się tu wyłącznie sztuce, choć oczywiście nie jest to niemożliwe. Warunki socjopolityczne i ekonomiczne były u nas zawsze niestabilne i niepewne i to sprawiło, że zawsze szukaliśmy nowych form - tworzenia i produkcji - pobudzając tym samym naszą kreatywność. Są u nas świetni muzycy, artyści, ludzie kina, fotografowie, dramaturgowie, pisarze, a scena kulturalna jest naprawdę szeroka. Z drugiej strony to kraj wspaniałych i niezwykle zróżnicowanych pejzaży, a Buenos Aires to ogromna kosmopolityczna metropolia z bardzo interesującą ludzką fauną. Dla nas, które żyjemy tu na co dzień, trudnością nie jest tworzenie, ale znalezienie nowych dróg rozpowszechniania twórczości bardziej współczesnej, nowoczesnej, która - jeśli już istnieje - to w bardzo zredukowanej i ograniczonej formie. Żeby poświęcić się wyłącznie sztuce trzeba na niej zarabiać, a scena niezależna nadal potrzebuje pieniędzy i inwestorów z otwartymi umysłami.

Śledzicie na bieżąco nową sztukę/muzykę/kino argentyńskie? Wiecie co dzieje się w innych krajach Ameryki południowej? Czy możliwe jest w ogóle wyróżnienie wspólnych dla całego kraju nurtów? A może dostrzegacie zjawiska charakterystyczne dla całego kontynentu?

Z naszej dwójki to Maria jest bardziej związana z lokalnym kinem, sztuką i muzyką. Obie staramy się jednak być na bieżąco i interesuje nas to, co dzieje się we wszystkich pozostałych krajach Ameryki Południowej. W sferze estetyki ciekawi nas jednak bardziej uniwersalny język, typ sztuki, która nie zdaje relacji z tego gdzie została zrealizowana, a zamiast tego odpowiada na pytania: jak? i dlaczego?

Czy mimo to czujecie się częścią większej grupy? Artyści z Ameryki południowej często podkreślają, że rozwój kulturalny w ich państwach opiera się często na przyjaźni i współpracy między młodymi twórcami. 

Nie sądzimy, aby była to idea wyłącznie latynoamerykańska. Oczywiście kooperacja jest bardzo potrzebna w rozwoju artystycznym i kulturalnym, ale przede wszystkim liczy się to na poziomie osobistym, jednostkowym. Czujemy się częścią wielkiej globalnej sceny tej planety.

Wróćmy do klipów. W Waszych teledyskach dostrzegamy echa europejskich filmów nowofalowych z drugiej połowy XX w. To dobry trop? Inspiruje Was kino, a jeśli tak - sięgacie do tradycji narodowych, amerykańskich czy - jak nam się wydaje - zerkacie często w stronę europejskiej stylistyki?

Zdecydowanie nouvelle vague jest silnym źródłem inspiracji, ale oczywiście nie jedynym. W naszych klipach udało nam się osiągnąć charakterystyczny osobisty rys, który je łączy, ale każdy teledysk narodził się z różnych inspiracji. Czerpiemy nie tylko z kina, ale także z fotografów i artystów.
Ciągle poszukujemy i każda nasza praca prowadzi nas w inne miejsce. W niektórych przypadkach filmowałyśmy w sposób bardziej eksperymentalny i oczywiście wszystkie tego typu wybory powodują, że nasza twórczość przyjmuje dodatkowo własną formę. Bagaż odniesień zawsze przekłada się jednak na dzieło w sposób mniej lub bardziej dosłowny. W przypadku Decepciones Banda de Turistas najbardziej oczywistą inspiracją był Jean-Luc Godard i Anna Karina, ale w Balanceo Isla de los Estados czerpałyśmy z o wiele chłodniejszej stylistyki północnoeuropejskiej. W Efecto Aldo Beniteza i Javiery Meny wyszłyśmy z bazy bardziej współczesnej i ściślej teledyskowej. Aktualnie kręcimy wideo Marii Evy i wybrałyśmy dla niego estetykę popową z zabarwieniem latino, nie porzucając jednocześnie uniwersalnej strony klipu.



Mówiliśmy o starym kinie, przejdźmy więc może do kolejnego charakterystycznego tematu pojawiającego się w Waszych klipach, czyli fascynacji stylem retro - starymi grami, jak w Ping Pong Master, rekwizytami z końcówki ubiegłego stulecia w Decepciones, technikolorem Efecto. Lubicie sięgać po starocie? I czy - podobnie jak w Europie - retro jest dziś modne?

Nie wiemy czy jest modne, ale wiemy, że nas zachwyca. Być może na świecie faktycznie istnieje pewna wspólna melancholia, ale nasze intencje wiążą się przede wszystkim z nadaniem starociom nowych znaczeń; to dlatego mieszamy estetykę retro z elementami współczesnymi manifestując w ten sposób postmodernistyczny charakter naszej pracy. 

Poruszacie się na granicach sztuki, muzyki, filmu, ale także mody. Czy trendy w kulturze - takie jak np. nostalgia za stylem ubiegłych dekad - są dziś łatwe do określenia?

Są oczywiście identyfikowalne, ale sięgamy po nie tylko w określonych przypadkach. Wszystko jest kwestią gustu, intencji i intuicji.

A teledyski? Czy wewnątrz tej dziedziny da się wskazać dominujący nurt?
Jeśli tak - jak ma się do nurtów popularnych w nowym kinie? Czy czujecie się reżyserkami, które mogłyby i chciały sprawdzić się w długim metrażu? Czego jest więcej w klipach - filmu czy muzyki?

Z każdym kolejnym teledyskiem stawiamy sobie nowy cel i chcemy zawrzeć w nim coś innego, coś, co oddzieli go od pozostałych. Zależy nam, by widz od razu wiedział, że to my nakręciliśmy ten klip. Chodzi o to, by to odczucie było naturalne i wynikało z tego, że podczas filmowania pozostajemy wierne naszej konkretnie określonej wizji. Mimo tego nie sądzę, by istniał styl, który nas charakteryzuje. Nie chcemy się powtarzać. To piosenki prowadzą nas do obrazów i sytuacji i to one, a nie trendy decydują o stylu. Dla nas najważniejszą zasadą jest pozostawanie w służbie muzyki. Gdy wymyślamy teledysk to piosenka jest najważniejsza, a dopiero kiedy kręcimy najbardziej istotny staje się obraz.  Zależy nam aby w końcowym efekcie połączyć te dwa elementy - kino i muzykę - w jedność. Następnym etapem jest nie tylko długi metraż, ale też stworzenie pola mniej konwencjonalnym formom komunikacji i narracji.

Podkreślacie wagę muzyki w procesie tworzenia i nagrywacie swoje widea do naprawdę dobrych piosenek. Czy zdarzyło Wam się odrzucić propozycję, bo nie podobał Wam się utwór?

Zdarzają nam się propozycje kręcenia klipów do piosenek, które nam się nie podobają, ale zamiast je odrzucać staramy się znajdować bardziej eleganckie wyjście z takich sytuacji lub sposób na to, by przy okazji zrobić coś artystycznie pożytecznego. Generalnie jednak Piel narodziło się jako przestrzeń do tworzenia tego, co nam się podoba, z ludźmi, którzy nam pasują. Na pierwszym miejscu stawiamy nasz artystyczny język i staramy się szanować go w 100 procentach.

Z jakimi artystami najbardziej chciałybyście współpracować? Marzycie o kręceniu dla popularnych grup czy lepiej czujecie się w bardziej niezależnym środowisku?

Chciałybyśmy pracować ze wszystkimi artystami, których twórczość nam się podoba, a jest ich naprawdę dużo. Niektórzy są bardzo popularni, ale jeśli chodzi o scenę lokalną większość tych, których byśmy wybrały to twórcy niezależni. 
Moim marzeniem jest praca z Beckiem, bo to jedyny artysta, którego jestem absolutną fanką. Jako niepoprawna melomanka mogłabym jednak bez końca wymieniać wymarzone grupy, a i tak byłaby to niepełna lista. Jeśli chodzi zaś wyłącznie o kwestię popularności - staramy się koncentrować na artystach proponujących rzeczy mniej komercyjne, a przez to bardziej niszowe.

Czy jako Argentynki tworzące w alternatywnym środowisku czujecie się podwójnie 
wykluczone z mainstreamu? Jak w Argentynie postrzega się sztucznie wykreowaną dominację, choćby USA, w dziedzinie nowej muzyki?

W ogóle nie czujemy się wykluczone! Obie pracujemy w reklamie i w telewizji i dobrze wiemy jak wyglądają kulisy funkcjonowania mainstreamu, ale na poziomie osobistym zupełnie nie interesują nas sztuczne wytwory amerykańskiego przemysłu muzycznego. 

Czy jest jakieś pytanie, na które chciałybyście odpowiedzieć, a którego nikt Wam nigdy nie zadał? Jeśli tak, to śmiało, mikrofon jest Wasz.

Chętnie wypowiemy życzenie! Chciałybyśmy, by Piel nadal się rozwijało i stało się czymś więcej niż artystycznym duetem i firmą produkcyjną. Interesują nas bardzo utalentowani twórcy, którzy tworzą na naszym podwórku, a teledysk jest dziedziną, którą chcemy eksplorować. Czujemy, że zaczynamy budować coś większego, a naszym celem jest stworzenie miejsca do tworzenia i produkcji, które jednocześnie będzie badać nieskończone obszary ekspresji. 





Si tuviéramos que buscar el origen de vuestro nombre Piel apostaríamos por el papel principal que asignáis en vuestros vídeos al cuerpo humano. Cuando pensamos sobre Efecto vemos un traje ajustado, como si fuera una segunda piel colorida, el video para Gozo se parece a la danza mecánica de los Daft Punk, pero en vuestra versión es un baile 'humanizado' por el cuerpo. Al ver el video sensual para Decepciones podemos percibir todo a través de la piel de Sofia Cantarini. Por favor, no desmanteléis nuestra teoría brillante y decídnos que tenemos razón.

No queremos contradecirlos! por supuesto refiere al cuerpo humano pero principalmente a la sensibilidad y al sentido del tacto. Decir que "hay piel" implica una conexión y esto es a lo que apuntamos, trabajar con imágenes que conecten y estén al servicio de la música, de una historia o inclusive un cliente. La piel no solo es el mayor órgano del cuerpo humano sino también el que más rápido se regenera, de alguna manera ser Piel nos permite transitar por infinitos caminos estéticos explotando la sensibilidad del contenido al máximo. 



El cuerpo es también un elemento importante de vuestros trabajos individuales. La piel arrugada del maestro del ping-pong, protagonista de la película de María, contrasta con cuerpos esbeltos de las modelos bien vestidas que vemos en el portafolio de Laura. ¿Es una pura casualidad o un buen ejemplo de vuestros diferentes intereses?

Nos interesa el cuerpo porque nos interesan las personas, este es el punto en común más importante entre nosotras y nuestros diferentes intereses se funden en el objetivo de sacar lo mejor y más honesto de los que estén adelante de la cámara bajo nuestra dirección.

Decidnos un poco sobre vuestra historia común. ¿Cómo os habéis conocido y cómo surgió la idea de realizar vídeos juntas? ¿Os acordáis de un momento que fue decisivo cuando la idea se convirtió en acción?

Nos conocimos trabajando en una producción publicitaria muy estresante con un director turco y una noche libre nos fuimos a tomar una cerveza juntas y podríamos decir que nuestra amistad comenzó haciendo catarsis. Al tiempo nos encontramos viendo un show con Loló Gasparini (Isla de los Estados) y flasheamos con un video en un bosque, esa misma semana empezamos a enviarnos animatics y referencias y al mes estábamos filmándolo. Fue decir y hacer instantáneo y esa convicción nos ayudó a cruzarnos con gente que automáticamente nos brindaba su apoyo y su talento, como Matías Nicolás (DF), Pablo Colella (editor) y Eugenia Sangalli (pelo y makeup). El trabajo de ellos fue fundamental para que lo concretáramos.

¿Es Argentina un buen lugar para crear? ¿Es posible dedicarse únicamente al arte? Por un lado queríamos preguntar por vuestra experiencia, por otro, por una imagen general de la escena cultural argentina. Habéis trabajado con varios músicos, ¿sabríais decir cuál es su opinión sobre el asunto?

Argentina es un gran lugar para crear y a la vez es difícil dedicarse únicamente al arte, aunque no imposible. Las condiciones socio-políticas y económicas fueron históricamente inestables e inciertas y eso nos ha llevado a buscar nuevas formas de creación y producción y a no conformarnos creativamente. Hay excelentes músicos, artistas plásticos, cineastas, fotógrafos, dramaturgos, escritores y la escena cultural es muy amplia. Por otro lado es un país con hermosos paisajes y de lo más variados y Buenos Aires es una ciudad cosmopolita enorme con una fauna humana muy interesante. 
Para nosotras que vivimos acá lo difícil no es crear sino encontrar nuevos canales de difusión para una escena más contemporánea y moderna, que si bien existe es muy reducida.
Y para dedicarse al arte exclusivamente se necesita ganar dinero con lo que uno hace, en ese sentido más allá de los trabajos comerciales que realizamos la escena independiente sigue careciendo de recursos económicos, necesitamos inversores más audaces con la cabeza más abierta.

¿Dais seguimiento al arte, a la música y al cine argentino recientes? ¿Os interesáis por lo que esta artísticamente pasando en otros países de América Latina? ¿Os parece posible nombrar unas corrientes artísticas comunes para el arte argentino o para todo el continente?

Sinceramente, María está más conectada con el cine y yo con el arte y la música a nivel local. Y ambas estamos atentas y nos interesa lo que sucede en el resto de latinoamérica, pero no particularmente. Estéticamente nos interesa un lenguaje más universal, un tipo de arte que no de cuenta dónde fue realizado sino cómo y porqué.

Hemos notado que artistas latinoamericanos suelen subrayar la importancia de amistad y cooperación entre artistas jóvenes en el desarrollo cultural de sus países. ¿Os consideráis parte de un grupo o de una escena más grande?

No creemos que sea una idea exclusiva de artistas latinoamericanos, definitivamente es vital la cooperación para el crecimiento artístico y cultural en general pero más que nada a nivel personal. Nos sentimos parte de la escena del planeta.

Volvamos a los vídeos. En vuestros clips descubrimos ecos de películas europeas del cine de la nueva ola creados en la segunda mitad del s. XX. ¿Es una buena pista? ¿Buscáis inspiración en el cine? Si fuera así cuáles son los estilos que os parecen más inspiradores: el nacional, el (latino)americano o el europeo?

Definitivamente la nouvelle vague es una fuente muy fuerte de inspiración, pero no la única. En nuestros trabajos logramos una marca personal que los unifica pero cada clip tuvo una referencia diferente, y no solo nos nutrimos del cine sino también de fotógrafos y artistas. Estamos en constante búsqueda y cada obra nos fue llevando a diferentes lugares, en algunos casos filmamos de modo más experimental y por supuesto en ese momento (y en todos los casos) va tomando forma propia. Siempre el bagaje de referencias se transforma, de una manera más o menos literal. 
En el caso de Decepciones de Banda de Turistas la inspiración más clara fue Godard y Anna Karina pero en Balanceo de Isla de los Estados utilizamos una estética noreuropea, mucho más fría. En Efecto de Aldo Benítez con Javiera Mena partimos de una base más clipera y contemporánea. Ahora estamos editando el videoclip de María Eva y nos propusimos una estética pop con tintes latinoamericanos pero sin dejar de lado la universalidad.

Y si ya hablamos de las películas antiguas pasemos a otro motivo característico para vuestros clips, es decir, una fascinación por el estilo retro que se manifiesta en el uso de los juegos anticuados, como en el Ping Pong Master, la utilería de los finales del siglo pasado en Decepciones o el tecnicolor del Efecto. ¿Os gusta emplear cosas desacostumbradas, del siglo pasado? ¿Estará el estilo retro muy de moda como en Europa?

No sabemos si está de moda pero definitivamente nos encanta. Quizás haya cierta melancolía pero más que nada tenemos la intención de resignificarlos mezclándolos con tintes contemporáneos, como una manifestación posmoderna. 



Vuestra creación se desplaza entre el arte, la música, el cine y la moda. Las tendencias surgidas en la cultura moderna, como, por ejemplo, la nostalgia por las décadas anteriores, os parecen fáciles de identificar?

Son claramente identificables pero no las utilizamos en todos los casos, es una cuestión de gusto e intención.

Volviendo a los vídeos, ¿es posible identificar una corriente principal dentro de esta área? Si fuera posible, veis alguna similitud con las corrientes del cine moderno? ¿Os sentís ya preparadas para realizar un largometraje? ¿Tendríais ganas de hacerlo? ¿Es para vosotras una próxima etapa? ¿Qué es más importante en vuestros clips: el cine o la música?

Con cada video nos proponemos hacer algo diferente, que se despegue de los demás y el hecho de que al verlos sean claramente una producción de Piel fue algo que se dio naturalmente por ser fieles a nuestra visión al momento de filmar. Por eso no creo que haya una corriente que nos caracterice, no queremos repetirnos. Las canciones nos llevan a las imágenes y situaciones que son las que dictan el ritmo del video.
Para nosotras lo más importante es estar al servicio de la música, al generar la idea lo más importante es la canción y al filmar lo más importante es la imagen. Al final en los videoclips apuntamos a que cine y música sean una misma cosa.
Como próxima etapa no solo está el deseo de filmar largometrajes sino también abrir el panorama a otras formas menos convencionales de comunicación y narración.

Realizáis vídeos para unas canciones realmente buenas. ¿Habéis rechazado alguna vez un encargo porque no os gustaba la canción?

Nos pasa que nos han pedido propuestas para canciones o bandas que no nos gustan pero más que rechazarlos tratamos de buscar una salida elegante o la manera de hacer algo que sea provechoso artísticamente. Piel nació como un espacio para hacer lo que nos gusta con gente que nos cae bien y priorizando el lenguaje propio y eso lo respetamos 100%.

¿Soñáis sobre la colaboración con algún artista en concreto? ¿Con quién os encantaría trabajar? ¿Os gustaría realizar vídeos para unos grupos muy populares o preferís trabajar con artistas ‘independientes’?

Nos gustaría trabajar con todos los artistas que nos gustan! Y son muchísimos. Algunos son muy populares pero en lo que respecta a la escena local la mayoría de los que elegiríamos son independientes. Mi sueño es poder trabajar con Beck, es el único artista del que me puedo declarar fan absoluta. En mi caso soy una melómana incontrolable así que dar otros nombres me llevaría muchísimo tiempo y sería una injusticia para los que no estén en la lista pero más que nada ponemos el foco en artistas con propuestas diferentes de lo comercial o popular.

¿Como artistas argentinas que crean en un ambiente independiente os consideráis doblemente excluidas del mainstream? ¿Cómo se ve en Argentina el dominio artificial de los artistas estadounidenses en la nueva música popular?

No nos sentimos para nada excluídas. Las dos trabajamos en publicidad y televisión y sabemos como es el manejo del mainstream desde lo laboral, pero en lo personal no nos planteamos un dilema con los artistas artificiales americanos porque no nos interesan. 

¿Hay alguna pregunta a la que os gustaría responder pero nadie os la hizo? Si fuera así, adelante, el micrófono es vuestro.

Nos interesan muchos realizadores talentosos que están dando vueltas por la escena local y el videoclip es un camino dentro de todo lo que aspiramos a hacer. Sentimos que estamos comenzando a forjar algo mucho más grande, nuestro objetivo es generar un espacio de creación y producción que investigue infinitas plataformas de expresión.




PIEL - argentyński, żeński i świetny duet. Robią teledyski i nazywają się Piel.


wtorek, 2 kwietnia 2013

Sofía Cantarini - NASZA rozmowa



Jako zapowiedź naszego wywiadu z argentyńskim żeńskim duetem reżyserskim Piel przedstawiamy Wam rozmowę z Sofíą Cantarini - obiecującą aktorką z Buenos Aires, która zagrała główną rolę w jednym z najnowszych i najlepszych klipów Argentynek.


Versión en español abajo


Wiek - 24, wzrost - 161 cm, waga - 48 kg, oczy - niebieskie, włosy - blond. Te informacje z serwisu Central de actores są nieco enigmatyczne. Zdradź nam coś więcej.

Mieszkam w Buenos Aires, jestem aktorką, ćwiczę i prowadzę zajęcia z jogi, lubię sztukę w każdej postaci. Robię mnóstwo różnych rzeczy, więc często nie jestem w stanie się na nich skupić, ale taka już jestem, trochę roztrzepana.

Po raz pierwszy widzieliśmy Cię w teledysku do Decepciones zrealizowanym przez grupę Piel do piosenki Banda de turistas. Wydajesz się idealnie pasować do tej roli, powiedz - jak poznałaś dziewczyny i zespół?

Nie znałam ani dziewczyn z Piel, ani zespołu zanim zaczęliśmy pracę nad klipem. Kiedy María i Laura zaproponowały mi współpracę byłam zachwycona, ale nie myślałam wtedy, że rezultat będzie aż tak dobry. Bardzo dobrze się bawiłam pracując z dwiema tak wrażliwymi, a jednocześnie wymagającymi kobietami. Ponadto, to co najciekawsze w Piel to fakt, jak dobrze się uzupełniają. Obie dają ci bardzo różne wskazówki, które jednak zupełnie się nie wykluczają. Nie potrafię tego dobrze wyjaśnić, ale wyglądało to tak, jak byśmy pracowały ze sobą przez bardzo długi czas, a kręcenie trwało przecież tylko jeden dzień. Chłopców z zespołu poznałam na planie i to, co rzuciło mi się w oczy to ich zgranie, to, że bardzo się lubią i szanują osoby, z którymi pracują. Byłam pełna entuzjazmu widząc, że mimo swojego młodego wieku robią tak interesujące rzeczy. Po kręceniu tego teledysku stałam się ich fanką i śledzę z zainteresowaniem ich dalszą karierę.

Opowiedz o kręceniu Decepciones

To było bardzo zabawne, a zarazem bardzo męczące doświadczenie. Strasznie często się przebieraliśmy i zmienialiśmy makijaż, kręciliśmy dużo różnych scen, a wszyscy pracowali bardzo intensywnie. Nie miałam ani sekundy wytchnienia i bardzo mi się to podobało, bo nie ma nic gorszego dla aktorki niż chwile zawieszenia, podczas których ekipa techniczna pracuje, a Ty czekasz przy zimnej płycie i wsuwasz z nudów wszelkie dobrodziejstwa cateringu. To był bardzo produktywny czas, bo podczas zaledwie jednego dnia zdjęć udało nam się nagrać mnóstwo materiału. Atmosfera była bardzo przyjacielska i wspominam to jako jeden z moich najprzyjemniejszych projektów. 



Czy uważasz, że granie muzyki i kręcenie filmów jest łatwe w Twoim kraju? Podoba Ci się życie i praca w Argentynie?

To bardzo skomplikowane - nie tylko w Argentynie, ale też w każdym innym miejscu na świecie. O świecie muzyki nie mogę wiele powiedzieć, ale jeśli chodzi o argentyński przemysł filmowy, to znajduje się on w interesującym okresie - rozwija się i poszukuje swojej tożsamości. Nadal pozostało bardzo wiele do zrobienia, ale myślę, że mamy dziś wielu młodych, utalentowanych reżyserów, którzy mogą zmieniać argentyńską kinematografię. Jednocześnie widać, że jest to trudne środowisko, w którym jedynie nieliczni mogą tworzyć i utrzymywać się wyłącznie z tego. 
Lubię mieszkać w Argentynie i bardzo podoba mi się Buenos Aires. To miasto, w którym jest pełno sztuki, a to, co najbardziej mnie pociąga to fakt, że jest tu dużo teatrów. Co do pracy - jako aktorka zdaję sobie sprawę, że jestem jeszcze niedoświadczona i brakuje mi praktyki w wielu dziedzinach.

W klipach, które widzieliśmy wyglądasz jak cudownie odkryta gwiazda włoskiego kina połowy ubiegłego wieku. Lubisz kino europejskie?

Tak, oczywiście! Jest wiarygodne i pokazuje życie w sposób wolny od efektów specjalnych i sztucznych happy endów, co sprawia, że można się z nim identyfikować i dostrzec w nim swoją własną historię. Bardzo mi pochlebia to porównanie!

Jakie masz plany na przyszłość?

Dużo projektów teatralnych i kilka własnych pomysłów w dziedzinie sztuki audio-wizualnej, które chciałabym w tym roku zrealizować. Nauka aktorstwa pod okiem mojego ukochanego profesora Alejandro Catalana, zakończenie studiów na wydziale aktorstwa uniwersytetu artystycznego, a poza tym joga, która sprawia mi wielką satysfakcję i pomaga zachować wewnętrzną równowagę.





Edad: 24, estatura: 161, peso: 48, ojos: azules, pelo: rubio. Esa info escasa está disponible en tu perfil en la pagina web de la Central de actores. Dinos algo más sobre ti.

Vivo en buenos aires, soy actriz, también práctico y doy clases de yoga, me gusta el arte en sus distintas expresiones, me gusta hacer muchas cosas, esto hace que a veces pierda profundidad en lo que hago, pero bueno, así soy, un poco dispersa.

Te vimos por primera vez en 'Decepciones', el video realizado por Piel para una canción de Banda de turistas. Nos pareces una elección perfecta para el papel principal, tu interpretación es electrizante. Dinos algo sobre tu encuentro con Piel y la banda.

No conocía ni a las chicas de Piel ni a Banda antes de este proyecto. Cuando María y Laura, las directoras de piel, me contaron la propuesta, me encantó, pero jamás imaginé que el resultado iba a llegar a ser tan bueno. Disfruté muchísimo el haber sido dirigida por dos mujeres, tan sensibles como exigentes, además lo más interesante de esa dupla es que se complementan muy bien, ambas piden cosas distintas pero no contradictorias, no sabría muy bien cómo explicarlo, como si me hubiesen dirigido por mucho tiempo, pero el rodaje duró sólo un día.
A los chicos de Banda los conocí en la filmación, me encantaron como grupo, se nota que se quieren mucho, son super respetuosos entre sí y con la gente con la que trabajan. Me entusiasmó mucho su trabajo, son muy jóvenes y ya están haciendo cosas muy interesantes. Después de filmar con ellos me converti en una fan más, los escucho seguido y me interesa saber que andan haciendo.

Dinos algo más sobre el rodaje del clip.

Fue muy divertido y muy cansador. Tuvimos muchísimos cambios de vestuario y de maquillaje, se filmaron muchas escenas distintas, todo el equipo estaba trabajando a todo su potencial. Como actriz no tuve ni un segundo de espera, cosa que amé, porque no hay nada más odioso para los actores que esas esperas eternas, mientras el equipo técnico trabaja y uno ahí esperando al lado del catering, comiendo todo lo que se le cruza por delante. Así fue como resultó tan productivo, en un día de rodaje se logró muchísimo material. Pero todo en un clima muy amistoso, fue uno de los rodajes más lindos que tuve. 



¿Cómo describirías las condiciones del trabajo en las industrias musical y cinematográfica argentinas? ¿Te gusta vivir y trabajar en Argentina?

Son industrias complejas, en Argentina y en cualquier parte del mundo. Del universo musical, no puedo decir mucho, pero considero que la industria cinematográfica argentina esta en un periodo interesante, ampliándose y encontrando una identidad propia. Aún le falta mucho camino por recorrer, pero creo que tenemos directores jóvenes muy talentosos que pueden aportar muchísimo a este mundo. Igualmente, veo que es un ámbito muy difícil, en donde sólo unos pocos pueden vivir enteramente del cine. 
Sí, me gusta vivir en Argentina, me gusta mucho Bs As. Es una ciudad con mucho arte y lo que más me atrae es que está llena de teatros. En cuanto a lo laboral, como actriz sé que tengo un gran recorrido por delante y que aún me falta incursionar en gran cantidad de áreas.

Pareces una, milagrosamente encontrada, estrella de la ola nueva del cinema italiano de los años cincuenta. ¿Te gusta el cine europeo?

Si, claro que me gusta el cine europeo. Tiene ese modo de retratar la vida tan despojado de efectos y finales felices, que permite que uno sienta reflejada su propia historia. Es creíble. Y me halaga profundamente que yo les recuerde a una de esas grandiosas actrices. 

¿Qué planes tienes para el futuro próximo?

Muchos proyectos teatrales y algunas ideas propias en el campo de lo audiovisual que pretendo desarrollar este año, seguir tomando clases de teatro con mi profesor amado, Alejandro Catalán, dar las ultimas materias de la carrera de teatro en la Universidad de Arte y seguir dando clases de yoga, que es una actividad que me gratifica profundamente y que me ayuda a mantener el centro en todo momento.


poniedziałek, 21 stycznia 2013

yiLet - NASZA rozmowa - cz. II



WYPLUĆ ŻYLETKI - cz. II

(cz. I - tutaj)

Potraficie powiedzieć czym jest dla Was Argentyna?

Marina: To przede wszystkim kraj, w którym się urodziłyśmy i nauczyłyśmy się żyć. To jednak także miejsce, w którym wszystko powinno być bardziej dostępne, biorąc pod uwagę nasze naturalne bogactwa.

W ludziach nadal jest niestety dużo egoizmu i indywidualizmu, brakuje poczucia solidarności i wspólnoty, zainteresowania ochroną tego, co mamy i tego co wspólne. Sztuka nie ma tu miejsca na rozwój, nie istnieją fundusze i stypendia, jakie przydziela się w innych krajach. Kiedy dzieje się tu coś dobrego od razu określa się to mianem cudu, mimo że - biorąc pod uwagę rozwój ludzkości i technologii - powinno traktować się to jako coś zupełnie normalnego.

Ani: Mój kraj, moja ziemia, mój folklor. Kocham Argentynę, bo to wspaniały kraj o świetnych tradycjach muzycznych. Mieszkają tu mili ludzie, ziemia jest bogata, a słońce grzeje mocno i długo. To jedna Argentyna. 
Ta druga to kraj skostniały politycznie, społecznie i ekonomicznie, a to wszystko utrudnia, zwłaszcza gdy chce się tu tworzyć.

Marilina: Trudno myśli się o Argentynie jako o całości. Gdy podróżuję po kraju myślę sobie: jak tak różne od siebie miejsca mogą tworzyć jedno państwo? Mamy ogromne terytorium, na którym panuje różny klimat; skrajną biedę i skrajne bogactwo, mnóstwo konfliktów politycznych, społecznych i finansowych, ale z drugiej strony pewną naiwność i niewinność, która pomaga nam marzyć i snuć plany. Ważne jest, że wciąż możemy korzystać z publicznej edukacji, która - choć schodzi na psy - nadal pełni istotną rolę. No i na koniec - dobre jedzenie, z tego na pewno możemy być zadowoleni.

Jakie są Wasze muzyczne inspiracje? Potrafiłybyście wymienić płyty lub zespoły, które najbardziej na Was wpłynęły? Czy takie konkretne wskazanie jest w ogóle możliwe?

Marina: Jest mnóstwo artystów i grup, których słucham i które reprezentują zupełnie różne gatunki. Muzycy, którzy mieli - i nadal mają - wpływ na moją wrażliwość to chociażby Roxette, Fleetwood Mac, Imagination, Badalamenti, Virus, Guns N’ Roses, Joy Division, Virgo Four, Vox Dei, ale to oczywiście niepełna lista.
Myślę, że bogactwo muzyki, którą gramy wynika właśnie z przenikania się gustów i tysięcy wpływów, które razem biorą udział w tworzeniu czegoś nowego. Możemy słuchać innych rzeczy, ale chodzi przede wszystkim o wspólne odczuwanie emocji w związku z nową muzyczną ekspresją. Coś iskrzy, co innego nie.




Ani: Jeśli chodzi o muzyków, których najbardziej lubię, to będą to na pewno: Trío Los Panchos, Nina Simone, Miles Davis, Otis Reding, The Supremes, ESG, Madonna, Abba, Djs Pareja.

Nie byłam nigdy szczególnie rockowa, zawsze bardziej podobały mi się gatunki cieplejsze, bardziej taneczne. Jako zespół słuchamy jednak bardzo różnej muzyki. Gdy stworzyłyśmy trio zaczęłyśmy poznawać się nawzajem pod kątem muzycznym, nie ma więc jednego, konkretnego punktu odniesienia, do którego byśmy się odwoływały.

Marilina: Słucham wielu rzeczy z lat 80., między innymi: Joy Division, Cocteau Twins, Erasure, The Cure, Pet Shop Boys, The Smiths, Madonny, Soda Stereo, Love & Rocket, Aphex Twina. 

Powiedziałyście kiedyś, że "nikt nie lubi krajowego rocka". Czy myślisz, że dzieje się tak dlatego, że czysto rockowe zespoły z różnych krajów chcą schematycznie przenieść na lokalny grunt coś, co zaistniało kiedyś w muzyce brytyjskiej lub amerykańskiej?

Przez "rock narodowy" rozumiemy muzykę tworzoną w Argentynie w latach 70. (Charly Garcia, Spinetta, Seru Giran, Vox Dei, Riff, Aquelarre i inni). Były to czasy dyktatury wojskowej, gdy w radiu nie grało się piosenek śpiewanych po angielsku. To między innymi dlatego ta muzyka nie była inspirowana zagranicznymi nurtami i ma duże bogactwo narodowej tożsamości. W latach 80., wraz z początkiem demokracji, muzyka coraz bardziej otwierała się na zagraniczne prądy, które miały na nią coraz większy wpływ. Teoretycznie twórczość grających wtedy zespołów także należy zaliczać do nurtu rock nacional, ale przyjęło się, że termin ten odnosi się głównie do rocka lat 70.

Myślimy, że to właśnie brak brytyjskich czy amerykańskich wpływów sprawił, że dziś rock narodowy jest gatunkiem zapomnianym i pomijanym. Praktycznie nie zdarza się, by dziś artysta argentyński wymieniał któregokolwiek z jego przedstawicieli jako swoją inspirację. Zapomina się o muzyce nie tylko z lat 70., ale także tej nowszej - z lat 80. czy nawet 90. Większość twórców powołuje się teraz na artystów zagranicznych. Z pewnością jest to także kwestia gustu i czasów, ale generalnie dzisiejsza młodzież nie odnajduje się w nurcie tak bardzo przesiąkniętym narodowością. W latach 90. nastąpił u nas proces denacjonalizacji i kulturowego wyjałowienia. Patrzyło się tylko na Stany i Wyspy i tylko importowana kultura cieszyła się popularnością.



Klasyczny rock latynoamerykański kojarzy nam się z kulturą macho. To słuszne skojarzenie? A jeśli tak, to czy łatwo gra się w Argentynie Wasz wrażliwy pop-punk?

Tak, to prawda. Rock z zasady był zawsze domeną mężczyzn, a kobiety mogły zostać co najwyżej chórzystkami znanego muzyka. Istnieje pewne uprzedzenie w stosunku do grających kobiet - nikt nie myśli, że mogą dobrze grać, wszyscy skupiają się na tym czy są ładne i w jakim stroju występują. Kręcimy teraz dokument właśnie na ten temat, to bardzo obszerna kwestia, warta gruntownego zbadania.

>> więcej informacji (w języku hiszpańskim) tutaj 

Czy łatwo jest grać w Argentynie? Raczej nie, bo po pierwsze mało jest miejsc, w których da się występować, a po drugie lokalny underground zaczyna tworzyć się na nowo. W klasycznych rockerskich klubach grają stare zespoły, a jeśli pojawiają się nowi, to tylko ci, którzy brzmią jak ci starzy. Nasza muzyka całkiem się tam podoba, ale widać, że nie jesteśmy do końca rozumiane. Bliżej nam do dyskotek, ale ta scena też nie jest duża.

Wydałyście nową EP-kę, niedługo ukaże się Wasza nowa płyta. Nie możemy się doczekać, zdradźcie więc chociaż trochę szczegółów.

Trzy piosenki z EP-ki dobrze pokazują nasze nowe brzmienie. Dziś - już jako trio - jesteśmy na etapie przechodzenia w stronę nowych dźwięków.

Nasz nowy materiał będzie na pewno bardziej elektroniczny i taneczny, ale ta zmiana nie dokona się kosztem wrażliwości. Bawimy się teraz różnymi stylami i odkrywamy nowe rzeczy, które pojawiają się na próbach. Pozwalamy muzyce płynąć i nie ograniczamy się do żadnego konkretnego gatunku. Wychodzimy na spotkanie naszego zmienionego charakteru i jesteśmy z niego bardzo zadowolone.

Kiedy premiera?

Jesteśmy w trakcie nagrywania, ale nadal nie znamy dokładnej daty premiery. Bardzo chciałybyśmy zaprezentować ją w Europie, ale na razie myślimy o małej trasie po Argentynie. Chciałybyśmy też odwiedzić Chile.



Musicie pamiętać, że w naszym przypadku nagrywanie, produkcja i dystrybucja to wielkie koszty, które musimy pokryć z własnej kieszeni. Pomagamy sonie nawzajem i współfinansujemy projekty zaprzyjaźnionych twórców. Peatón Discográfica  i Dengue Dancing Records to małe wytwórnie, w których wydajemy nasze albumy, tworzone przez przyjaciół, bez biznes-planów i wielkich budżetów.

Całymi dniami pracujemy, by potem móc spotkać się i zajmować muzyką. Samo wydanie płyty jest w takich warunkach bardzo trudne, nie mówiąc już o zorganizowaniu trasy. Wiemy jednak, że musimy pokonywać te trudności, bo muzyka to całe nasze życie i nasza główna forma komunikacji. Wiemy, że będziemy grały już zawsze.






¿Qué es Argentina para vosotras?

Marina:El pais donde nacimos y aprendimos a vivir. Donde las cosas podrian ser mas accesibles ya que es un pais tan rico. Hay mucho egosimo e individualismo. No hay conciencia de solidaridad ni mucho menos del cuidado de los recursos naturales. El Arte no tiene un lugar de desarrollo importante como en otro paises con becas y subsidios. Pasan cosas buenas que se agradecen como milagros, cuando deberian ser naturales dado la evolucion de la humanidad y  de la tecnologia.
Ani: Mi pais, mi tierra, mi folklore. Amo la Argentina, es un pais hermoso de punta a punta, la musica tradicional es una delicia, la gente es amorosa. El sol es fuerte y la tierra es rica. Mas alla de eso, es un pais trabado a nivel politico, social y economico. Y eso hace que todo sea un poco mas dificil, sobre todo en el mundo del arte.
Marilina: Me es dificil pensar en Argentina como una totalidad, cuando viajo a distintas provincias de aquí, pienso :como cosas tan diferentes pueden construir una unidad de pais, tenemos mucho territorrio y distintos climas, tenemos pobreza y tenemos riqueza, tenemos educacion publica, que aunque este cada vez mas bastardeada me parece algo importantisimo. Tenemos comidas muy ricas. Y tenemos muchos conflictos, economicos, politicos, representativos,etc
Todavia tenemos ingenuidad , lo cual  nos permite soñar, planificar , proyectar

¿Cuáles son vuestras inspiraciones musicales? ¿Cuáles discos o bandas desempeñaron el papel más importante en vuestro desarrollo musical? 

Marina: Son tantas las musicas escuchadas y las mas diversas. Te puedo nombrar musicos que me sensibilizaron o sensibilizan: Roxette, Fleetwood Mac, Imagination, Baladamenti, Virus, Guns N’ Roses, Joy Division, Virgo Four, Vox Dei,  en fin, me olvido muchas bandas seguro. Creo que lo mas rico en YiLet es la confluencia de los gustos de las tres, miles de influencias juntas para crear una nueva. Uno puede escuchar una cosa mas que otra, pero es sentir, es sensibilizarte ante una expresion musical particular sobre otras que no te movilizan. 

Ani: A nivel personal puedo nombrar al Trio los Panchos, Nina Simone, Miles Davis, Otis Reding, The Supremes, ESG, Madonna, Abba, Djs Pareja, etc. Nunca fui muy del rock, siempre me gustaron las cosas calidas y bailables. A nivel banda, cuando nos juntamos se dio una mezcla de lo que cada una de las tres traia. No tenemos ninguna banda o referente musical a seguir. 

Marilina: Gran parte de los sonidos de los 80’s. : Joy division, Cocteau Twins, Erasure, The Cure, Pet Shop Boys, The Smiths, Madonna, Soda Stereo, Love & Rocket, Aphex Twin.

Dijiste en alguna ocasión que "a nadie le gusta el rock nacional". ¿Será porque muchas de las bandas rock intenten imitar el estilo musical conocido de la música inglesa o estadounidense? 

Entendemos por rock nacional a la musica que se hizo en el periodo de los años 70 en la Argentina. Charly Garcia, Spinetta, Seru Giran, Vox Dei, Riff, Aquelarre,etc. Periodo de dictadura militar en donde estaba prohibida en las radios las canciones en ingles. Por ende esta musica no esta muy influenciada por corrientes extranjeras. Tiene una alta riqueza de identidad.
En los 80s, con el comienzo de la democracia la musica esta mas influenciada por corrientes extranjeras. Soda Stereo o Virus tambien son rock nacional. Pero cuando hablamos de rock nacional en general estamos haciendo referencia al de los 70s. A veces este es ¨olvidado¨ justamente por su poca influencia estadounidense o inglesa.
Al mismo tiempo es raro que un musico hoy te responda acerca de sus influencias musicales alguna banda de rock nacional, 70s 80s 90s. La mayoria tienen influencias extranjeras. Claramente tambien es una cuestion de gustos pero generamente los jovenes de hoy no se reconocen con una identidad nacional ya que hubo todo un proceso en los 90s de desnacionalizacion y vaciamiento cultural. La mirada estaba en todo lo que era EEUU e Inglaterra.

Tenemos que confesar que el rock clásico latinoamericano nos huele a pelín de machismo. ¿Consideráis valida esta asociación? Si fuera así, ¿es fácil tocar en Argentina vuestro pop-punk sensible? 

Si, es verdad. En general, el rock siempre fue un lugar del hombre. La mujer musica siempre quedo relegada a ser corista de algun musico famoso. Hay un cierto prejuicio a chicas tocando. Su lugar en la musica se cuestiona a la hora de su habilidad con el instrumento. Solo queda lo superficial si son lindas o con que ropa tocan. Nosotras estamos haciendo un documental acerca de esto. Es un tema extenso que estamos investigando.

Es facil tocar en Argentina? Hay pocos lugares para tocar, la escena del under local se esta recien ahora volviendo a formar. Hay mas espacio para lo indie que para lo pop. En los clasicos lugares rockeros siguen tocando las mismas bandas de sempre o bandas nuevas que suenan a viejo. Nosotras agradamos pero no nos comprenden del todo. Nos sentimos mas cerca de las discotecas aunque tampoco hay una gran escena en ese sentido. 

Últimamente habéis lanzado un EP, pronto aparecerá vuestro segundo álbum. No vemos la hora de poder escucharlo. ¿Podéis revelar algunos detalles acerca del nuevo material?

Los 3 temas del EP representa el sonido que comenzamos a tener como trio musical. Hoy estamos en una transicion sonora. Podemos adelantar que va a ser mas electronico, orientado a la pista de baile, sin por eso perder la sensibilidad. Estamos jugando con varios estilos y descubriendo cosas que nos gustan y surgen de los ensayos. Permitiendonos fluir y no aferrarnos a ninguna estructura de genero.
Estamos encontrandonos con nuestro nuevo sonido. Muy contentas! Te adjuntamos de regalo nuestro ultimo show en vivo.


¿Cuando saldrá el disco? ¿Ya tenéis la fecha? ¿Algunos planes para la gira de promoción?

Entre noviembre y enero estaremos grabando. Aun no tenemos la fecha de lanzamiento del disco.
Ojala pudieramos ir a presentarlo a Europa. Mientras tanto estamos pensando en una mini gira por diferentes provincias de la Argentina. Tambien nos gustaria ir a Chile. 
Tienen que pensar que tanto la grabacion, produccion y distribucion del disco significan un gran gasto, hay mucha autogestion. Nos ayudamos entre los amigos para sacar adelante los proyectos. Tanto Peaton Discografica como Dengue Dancing Records, que son los sellos con los cuales editamos nuestros discos, son sellos independientes, formados por amigos o por nosotras mismas, sin empresarios ni presupuesto. Es trabajar todo el dia en otra cosa, para juntarse despues a trabajar en la musica. Ya es bastate dificil sacar un disco, imaginense irse de gira… 
Mas alla de esas dificultades, la musica es nuestra vida y nuestra forma de expresarnos, lo haremos por siempre.




YILET - początkowo solowy projekt muzyczny Mariny La Grasty, obecnie trio, którego pozostałymi członkiniami są Marilina Alejandra Giménez (bas) i Ani Castoldi (instrumenty perkusyjne). 11 marca 2009 ukazał się debiutancki album yiLet - Mensagem. Obecnie zespół pracuje nad nową płytą, którą zapowiada ubiegłoroczna EP-ka Mi Verano de Invierno.

Nasza recenzja Mensagem do przeczytania tutaj.

poniedziałek, 24 grudnia 2012

yiLet - NASZA rozmowa - cz. I



WYPLUĆ ŻYLETKI



W pierwszej części rozmowy z jednym z naszych ulubionych zespołów pojawiają się tematy takie jak: żyletki, początki, kapitalizm, Brazylia, dziewczyny, dyktat USA, imprezy, muzyka. W części drugiej, którą zaprezentujemy po świętach będą to tematy takie jak: Argentyna, płyty, rock narodowy, muzyczny patriotyzm, przyszłość. 

I jeszcze dziewczyny. I muzyka.



Pod mailami podpisujecie się "las chicas de yiLet", stąd dwa pierwsze pytania - pierwsze - jaka jest geneza Waszej nazwy?

Marina: Moja przyjaciółka powiedziała mi kiedyś, że kiedy mówię, to tak, jak bym wypluwała żyletki (hiszp.: escupiendo gillette - przyp. ORX). Było to pod koniec lat dziewięćdziesiątych (1999), a ja grałam wtedy z dwiema dziewczynami w pop-punkowym zespole. Kiedy w 2006 rozpoczynałam nowy projekt przypomniałam sobie o tym i uznałam, że to interesujące. Po różnych kombinacjach opartych na zabawach językowych (she lets czy analogicznie deja ser) w końcu stanęło na yiLet.

Postawa plucia żyletkami jest pewną formą istnienia i zachowania, a dziś - jako że tworzymy żeńskie trio - formą wyrazu trzech grających dziewczyn.

No właśnie, stąd pytanie drugie - jesteście "girlsbandem" z przypadku czy z wyboru i jaki ma to wpływ na to co i jak gracie.

Jesteśmy żeńskim zespołem z wyboru. Gdy dołączyła do mnie Marilina nigdy nie przyszło nam do głowy szukać chłopaka-perkusisty. Zawsze myślałyśmy o dziewczynach, choć oczywiście zdarzało nam się współpracować ze znajomymi facetami. Nigdy jednak nie rozważałyśmy poszerzenia zespołu o któregokolwiek z nich. Kiedy znudziło nam się granie, w którym sekcja rytmiczna opierała się na samym basie, zaczęłyśmy szukać perkusistki.

Uważamy, że to, że dobrze nam ze sobą i świetnie się dogadujemy ma duży wpływ na naszą muzykę. Zadajemy sobie pytania, a naszą odpowiedzią jest muzyka.

Mówiliśmy o nazwach, pomówmy o języku - jesteście z Argentyny, ale płytę zatytułowałyście po portugalsku. W teksty wplatacie portugalskie słowa, teledysk do Me Vuelvo nakręciłyście w Brazylii i nawet Wasza okładka wygląda bardzo brazylijsko. Skąd się to bierze?

Marina: Był w moim życiu czas, kiedy na parę lat całkowicie zarzuciłam komponowanie. Studiowałam reżyserię obrazu i dźwięku, a jednocześnie działałam w artystycznej grupie RudaMacho. Pewnego dnia pojechałam na wakacje do Brazylii i ten kraj i kontakt z jego naturą sprawiły, że wróciłam do pisania muzyki. To właśnie dzięki temu powstały pierwsze szkice piosenek, które stały się podstawią Mensagem. Brazylijskie akcenty i słowa po portugalsku są więc w pewien sposób odwdzięczaniem się miejscu, które mnie zainspirowało i sprawiło, że znów zaczęłam tworzyć.



Na początku yiLet był solowym projektem Mariny, potem był duet, teraz trio. Opowiedzcie trochę o początkach i o tym jak się poznałyście.

Marina: Z Mariliną poznałyśmy się na uniwersytecie w Buenos Aires pod koniec 2000 roku, na wspomnianym już wydziale reżyserii dźwięku i obrazu. Zaprzyjaźniłyśmy się między innymi dlatego, że słuchałyśmy podobnej muzyki. Lubiłyśmy Joy Division, The Smiths, Love and Rockets - zespoły, których nie słuchał tam nikt inny.
Po jakimś czasie razem z przyjaciółmi stworzyliśmy RudaMacho - kolektyw artystyczny zajmujący się organizacją cyklicznych imprez. Robiliśmy instalację, performensy, sztukę wideo, graliśmy koncerty i organizowaliśmy sety didżejskie, podczas których popularni DJ-e grali razem z tymi mniej znanymi, między innymi właśnie z nami.

W sumie działaliśmy od września 2002 do końca 2005 roku, a z szóstki tworzącej grupę cztery osoby zostały muzykami. Pod koniec 2006 stworzyłam yiLet i przez rok grałam sama. Potem dołączyła do mnie Marilina i przez cały 2008 nagrywałyśmy debiutancki album, który ostatecznie ukazał się w marcu 2009. 
W międzyczasie znudziła nam się praca z nagranymi ścieżkami perkusyjnymi i zaczęłyśmy grać bardziej akustyczne sety oparte na zestawie gitara-bas-wokal. To pozwalało nam uniknąć przywiązania do automatycznej sekcji rytmicznej. Któregoś dnia Marilina zasugerowała, że powinnyśmy poszukać perkusistki i tak poznałyśmy Ani. Znałyśmy ją z widzenia, bo chodziłyśmy w te same miejsca, do tych samych galerii i klubów.

Pod koniec 2009 Marilina zaczęła chodzić na nową cykliczną imprezę Dengue Dancing, a Ani była jedną z jej organizatorek. Pewnego wieczoru na scenie pojawił się złożony z samych dziewczyn zespół Blue Cherrys z Ani siedzącą za bębnami. Marilinie bardzo spodobał się występ i następnego dnia opowiedziała mi o perkusistce. Tak to się zaczęło - Ani przyszła na nasz koncert i zaprosiłyśmy ją na wspólną próbę. Pamiętam, że pojawiło się na niej trochę nerwów i emocji, ale natychmiast dało się wyczuć, że jest między nami magia.

Dziś Dengue Dancing to najlepsza impreza w Buenos Aires - miejsce, w którym
pojawiają się nowe propozycje muzyczne, nowi DJ-e argentyńscy, ale też muzycy chilijscy 
i zespoły grające muzykę do tańca. My też miałyśmy przyjemność grać tam parę razy.

Co myślicie o nowej muzyce południowoamerykańskiej. Czujecie się częścią większej sceny? 

Może wydawać się to niedorzeczne, ale tak naprawdę wiemy bardzo mało o muzyce sąsiadów. Dzięki przyjaźniom i znajomościom znamy część zespołów sceny chilijskiej (Javiera Mena, Dënver, Gepe, Diegors, Fredi Michel, MKRNI, Mamacita), z którymi czujemy się emocjonalnie i muzycznie związane i z którymi możemy wymieniać muzyczne doświadczenia. Prawie zupełnie nie orientujemy się jednak w tym, co dzieje się w Boliwii, Peru, Urugwaju czy Brazylii. To efekt systemu kapitalistycznego, w którym wszyscy żyjemy. Sprawia on, że znamy tylko to, co chce byśmy poznali. Z Urugwaju wszyscy kojarzą Drexlera (Jorge Drexler - zdobywca Oscara za utwór Al otro lado del río z filmu Dzienniki motocyklowe - przyp. ORX), a z Argentyny Santaolallę (Gustavo Santaolalla - dwa Oscary za muzykę filmową - Brokeback Mountain - 2006 i Babel - 2007 - przyp. ORX), ale nikt nie zna podziemnej sceny w tych krajach.

Intuicyjnie wyczuwamy, że jesteśmy częścią większej sceny, ale z pewnością jest to scena pozostająca w ciągłym rozwoju. Wiemy, że łączy nas wiele z niektórymi muzykami z Chile, ale na pewno jesteśmy też w pewnym sensie podobne do zespołów, których nawet nie znamy.

To, co spaja zespoły z Ameryki Południowej to język, który jednocześnie odróżnia nas od zespołów z Europy. My staramy się mieszać nasz folklor z wpływami europejskimi.



Wiele znakomitych południowoamerykańskich zespołów nie przebija się z popularnością poza kontynent. Wy nagrałyście jedną z najlepszych płyt lat 00, ale nie pisał o niej Pitchfork, a w blogosferze nie zawrzało, jak w przypadku setek o wiele słabszych albumów. Czy to deprymujące? I - jak myślicie - z czego to wynika? System, o którym mówicie? Lenistwo w odkrywaniu nowości? Modowy dyktat aktualnych medialnych trendseterów w Stanach czy Wielkej Brytanii?

Jako Argentynki jesteśmy przyzwyczajone do marginalizacji. Argentyński mainstream jest słaby i nudny, a nowym piosenkom granym w radio brakuje głębi. Nie ma dziś u nas punktu odniesienia - zespołu, który zachwycałby dzisiejsze nastolatki, a jednocześnie faktycznie grał dobrą muzykę. To niesprawiedliwe i deprymujące, że nie istnieje tu przemysł muzyczny, który dostrzegałby środowisko undergroundowych zespołów grających rock czy pop. Nie ma żadnej struktury - promocji, rozwoju czy dystrybucji, a bez tego bardzo ciężko konkurować z muzyką graną w radio. Nie da się wyżyć będąc tylko muzykiem i oczywiście bardzo chciałybyśmy poświęcać się całkowicie graniu, ale musimy mieć inną pracę, by móc się utrzymać. Mimo wszystko staramy się jak najwięcej czasu przeznaczać właśnie na muzykę, bo to nasza pasja, a dawanie muzyki światu to sygnał jedności (śmiech).

W latach 80. sytuacja była zupełnie inna. Dbano o kulturę narodową i dzięki temu powstały zespoły takie jak Soda Stereo czy Los Redonditos de Ricota. Dzisiejszy problem to segmentacja muzycznej konsumpcji. Kiedyś kraje Ameryki łacińskiej miały aktywny dostęp do muzyki z pierwszych miejsc brytyjskich list przebojów. Słuchano Erasure, Depeche Mode, Pet Shop Boys i wielu innych grup. Dzisiaj w ogólnej świadomości nie istnieją brytyjskie charts, masz do nich dostęp pod warunkiem, że sam znajdziesz je sobie w sieci i to właśnie internet sprawia, że mamy dziś dostęp do innej muzyki i poznajemy różne formy muzycznej ekspresji. Stany Zjednoczone chcą natomiast żebyśmy jako Latynosi słuchali Luisa Miguela, zespołu Maná, Chayanne’a i reggaetonu (muzycy, zespoły i gatunek lotów niskich i przyjemności nikłej; jeśli Państwo nie kojarzycie, nie polecamy sprawdzać - przyp. ORX). Taka muzyka jest dziś przez to popularna.



Do tego obrazu należy dodać degradację lokalnych stylów i gatunków - na przykład cumbia villera, która z tradycyjną cumbią ma bardzo niewiele wspólnego (cumbia - taniec i gatunek muzyczny wywodzący się z Kolumbii i popularny - w różnych wariantach w różnych krajach Ameryki Południowej; cumbia villera - rodzaj cumbii spłyconej, uproszczonej, dyskotekowej, powstały w slumsach Buenos Aires - przyp. ORX).
Patrząc na to ogólniej - nacisk kładzie się na ilość i konsumpcję, a nie jakość muzyki. I raczej nie chodzi tu o lenistwo ludzi, ale o system kierowania ich uwagi na to, co każe im się konsumować. Bardzo trudno jest zerwać z tak silną strukturą.

Ciąg dalszy nastąpi / To be continued / Continuará






Nos gustaria aclarar que las 3 contestamos las preguntas. Salvo cuando esta explicitado.

Solís firmar vuestros correos “las chicas de yiLet”. Nos fascina ese nombre y la manera de pronunciarlo :) ¿Cómo surgió el nombre de la banda? 

(habla Marina) Una amiga una vez me dijo que yo hablaba escupiendo gillette. En aquel tiempo, 1999, yo tocaba con dos chicas en una banda de pop punk. Me parecio intersante al momento de darle un nombre al proyecto que inicie en al fines del 2006. 
Tras varias combinaciones de idiomas en frances y en ingles, como elle est o she lets, ella es, o se deja, o deja ser, quedo YILET, tal cual se lee, tal cual se pronuncia. Basicamente es una forma de ser. Hoy siendo un trio de chicas, es la forma de 3 chicas tocando.

El grupo es formado únicamente por chicas. ¿Sois un “girlsband” por casualidad  o por elección? ¿Creéis que ese hecho influye de alguna manera en vuestra música? 

Somos una banda de chicas por eleccion. Luego de que Marilina se sumo al proyecto jamas se nos ocurrió buscar un chico baterista. Siempre pensabamos en chicas, aunque hubo algunas colaboraciones de distintos amigos musicos para algunos shows pero no sentiamos que fueran a incorporarse al proyecto. Cuando nos cansamos de tocar con bases, buscamos a una chica y ahi  llego Ani. Creemos que lo que influye en nuestra musica es que nos entendemos musicalmente y nos llevamos muy bien. Nos hacemos preguntas y respuestas musicalmente.

Nos gustaría hablar un poco sobre las cuestiones relacionadas con el idioma. Sois de Argentina pero el título de vuestro disco, ‘Mensagem’, viene en portugués. En algunas de las canciones hemos detectado palabras portuguesas, el video de ‘Me vuelvo’ fue rodado en Brasil, hasta la portada de vuestro disco nos parece obviamente brasileña. ¿A qué se debe todo esto?

(habla Marina)
Hubo unos años en los que no tuve contacto con la composicion. Estudiaba Diseño de Imagen y Sonido, al mismo tiempo participaba en un colectivo artistico llamado RudaMacho. En aquel momento me fui de vacaciones a Brasil, alli, estando en contacto con la naturaleza me senti inspirada y volvi a componer. Surgieron asi los primeros esquemas de las canciones que formarian parte de Mensagem. Usar palabras en portugues es como devolver, agradecer al lugar que me inspiro.

YiLet comenzó como un proyecto solista de Marina, después se convirtió en un dúo, hoy es un trio. Decid algo sobre los primeros momentos de vuestra colaboración, ¿cómo os habéis conocido?

(habla Marina)
Con Marilina nos conocimos en la Universidad de Buenos Aires a fines del 2000 en la carrera de Diseño de Imagen y Sonido. Nos hicimos amigas, compartíamos gustos musicales (Joy división, The Smiths, Love & Rocket) bandas que en ese momento no las escuchaba nadie. Despues de un tiempo junto con otros amigos creamos RudaMacho, era un colectivo artistico que se dedicaba a hacer fiestas itinerantes. En el mismo haciamos instalaciones, perfomances, video arte, tocaban bandas, mezclabamos djs ya conocidos con otros emergentes, y muchas veces eramos djs nosotros mismos.

Este colectivo duro de sept 2002 a fines del 2005. Cuatro de los seis que formábamos parte devenimos músicos. 
A fines del 2006 comence con YiLet. Toque sola durante un año, luego se sumo Marilina. 
Durante el 2008 grabamos el disco debut que salio en marzo de 2009. Para ese tiempo ya estabamos cansadas de tocar con pistas. Nos divertiamos mas haciendo acusticos a guitarra, bajo y voz donde manejabamos el tempo como queriamos. Marilina sugirio buscaramos baterista. Asi conocimos a Ani. De vista ya la conociamos porque compartiamos mismos lugares de concurrencia, fiestas, galerias de arte entre otros eventos. 
A fines del 2009, Marilina comenzo a ir a una nueva fiesta llamada Dengue Dancing, de la que Ani  era una de las organizadoras. (hoy es la mejor propuesta de fiesta en la noche porteña a nuestro parecer. Es un espacio de nuevas propuestas musicales. Tocan djs emergentes nacionales y chilenos, bandas bailables. Varias veces hemos tocado. https://www.facebook.com/pages/Dengue-Dancing/170654527360?fref=ts) En una de esas noches Marilina vio tocar una banda de chicas llamada Blue Cherrys en la cual Ani tocaba la bateria, quedo fascinada y al otro dia me conto a mi de Ani. Al próximo show nuestro Ani nos fue a ver, hablamos con ella al final del show y la invitamos al próximo ensayo. En el ensayo hubo nervios y emocion,  pero nacio una magia inmendiata entre las 3! 


¿Qué opináis sobre la música latinoamericana surgida en los últimos años? ¿Os consideráis parte de una escena más grande?
Aunque parezca ridiculo (o no tanto) sabemos muy poco de la escena que hay en los paises limitrofes. Gracias a distintas amistades conocemos parte de la escena de Chile como Javiera Mena, Denver, Gepe, Diegors, Fredi Michel, MKRNI, Mamacita, con los cuales compartimos afinidades e intercambios msicales. 
Pero poco sabemos que pasa en Bolvia, Peru, Uruguay, Brasil.
Esto es producto del sistema capitalista en el cual vivimos donde solo conocemos las cosas que quieren que conozcamos, por ejemplo de Uruguay concemos a Drexler y de la Argentina todo el mundo conoce a Santaolalla pero desconocemos la movida under de estos paises.
Entonces intuimos que seriamos parte de una escena mas grande, pero que todavia esta en formacion. Ya que tenemos coincidencias con algunos musicos de Chile y seguro tendremos con bandas que desconocemos.
Hay un apropiarse de la lengua castellana que nos hace similares, y que al mismo tiempo nos diferencia de bandas europeas, mezclando nuestro folclore con influencias musicales extranjeras.

Desgraciadamente, la música de muchas bandas estupendas no es conocida fuera de América Latina. Vuestro disco es, sin ninguna duda, uno de los mejores álbumes de lo años 00 pero no fue aclamado por Pitchfork ni causó mucho revuelo en la blogosfera. Mientras tanto se dedicó atención a los discos flojos y poco intersantes desde el punto de vista musical. ¿Lo consideráis injusto o deprimente? ¿Cuáles pensáis que pueden ser los motivos de esta situación? ¿El dominio de los medios  de los EE.UU. o de Inglaterra que marcan las tendencias? ¿O la pereza y falta de ánimo de la gente que no tiene ganas de esforzarse para descubrir novedades interesantes no provenientes de la corriente principal? 

Al ser Argentinas estamos un poco acostumbradas a la marginalidad. Aquí lo mainstream es chato, no tiene vuelo. Lo nuevo que se escucha en la radio carece de profundidad. No existe un referente copado, bueno para los jovenes adolescentes de hoy. Lo consideramos injusto y deprimente. No hay una industria musical para bandas pop, rock, etc que provengan del under.  No hay una estructura de promocion, de desarrollo ni de distribucion, por ende es muy dificil competir con lo que suena en las radios. 
Lamentablemente no se puede vivir de la musica aquí. Ojala pudieramos dedicarle el 100% de nuestro tiempo. Tenemos otros trabajos para subsistir. De todas formas tratamos de invertir todo el tiempo que podamos en la musica ya que creemos que eso traera mas musica al mundo y un mensaje de comunion. 

En los 80 la situacion era diferente, se cuidaba la cultura nacional. De ahí surgieron bandas como Soda Stereo o Los Redonditos de Ricota, en ese momento no habia una segmentacion de consumo como hoy dia, es decir, algunas partes de LatinoAmerica, podia consumir los primeros puestos de los charts ingleses, como Erasure, Depeche Mode, Pet shop Boys, etc.
Hoy Argentina esta dentro de la segmentacion de consumo para LatinoAmerica. Ya no existen popularmente el ranking de los charts ingleses, salvo que te interese y lo busques por internet. Gracias a internet conocemos diferentes expresiones musicales. Lo que quieren que consumamos EEUU ,es Luis Miguel, Mana, Chayanne, Regueton, etc. Eso es lo popular. Sumale a esto una movida local como la cumbia villera, que poco tiene que ver con la cumbia tradicional. El foco esta en el consumo, no en la calidad musical. 
Pensamos que no es la pereza de la gente, sino que el sistema dirige la mirada a lo que ellos les conviene que la gente consuma. Y es muy complejo romper la estructura.



YILET - początkowo solowy projekt muzyczny Mariny La Grasty, obecnie trio, którego pozostałymi członkiniami są Marilina Alejandra Giménez (bas) i Ani Castoldi (instrumenty perkusyjne). 11 marca 2009 ukazał się debiutancki album yiLet - Mensagem. Obecnie zespół pracuje nad nową płytą, którą zapowiada tegoroczna EP-ka Mi Verano de Invierno.

Nasza recenzja Mensagem do przeczytania tutaj.