czwartek, 10 stycznia 2013

2012 - the best of (LP + EP)



Ale zanim sedno, EP-ki:

Polecane / Recommended EPs

Andrea Balency Trio - Lover
El mató a un policía motorizado - La Dinastía Scorpio
Holy Esque - Holy Esque
Las Ligas Menores - El Disco Suplente
Outfit - Another Night's Dreams Reach Earth Again
Six by Seven - The Death Of Six By Seven
Sr. Amable - Himnos al desencanto 
Violeta Castillo - Horizonte


EP-ka roku / Best EP of the year

ex aequo:

yiLet - Mi Verano de Invierno



Granit - Granit






Polecane płyty / Recommended LPs

Beach House - Bloom
Cat Power - Sun
David Byrne & St. Vincent - Love This Giant
Dinosaur Jr. - I Bet On Sky
Muse - The 2nd Law
OLGA - Gracias tonales
Protistas - Las Cruces
Susanne Sundfør - The Silicon Veil




Top 20

20. miejsce ex aequo dla płyt, o których na pewno zapomnieliśmy
19. Purity Ring - Shrines
18. Chromatics - Kill For Love
17. The xx - Coexist
16. Jessie Ware - Devotion
15. Nite Jewel - One Second of Love
14. Maria Rodés - Sueño Triangular
13. Japandroids - Celebration Rock
12. Kindness - World, You Need a Change of Mind
11. Chairlift - Something


10. The Tallest Man On Earth - There's No Leaving Now
9. Twin Shadow - Confess
8. The Raveonettes - Observator
7. El Perro del Mar - Pale Fire
6. John Talabot - fIN





5. Grizzly Bear - Shields


Około godziny. Tyle czasu czekaliśmy (oparci o zdobyte w ostatniej chwili barierki) na koncert Grizzly Bear podczas Pitchfork Music Festival Paris 2012. Godzina to całkiem sporo czasu, w - niecałą! - godzinę można np. przeanalizować historię jednego z najlepszych zespołów obecnego stulecia. Zespołu, który wyszedł od płyt trudniejszych i bardziej hermetycznych i w ciągu kilku lat przeszedł do płyt "łatwiejszych" i bardziej otwartych, ale jednocześnie bardziej złożonych, misternych i dopracowanych. Muzycy Grizzly Bear poszli więc drogą równoległą do bitelsowskiej - wychodząc nie od czystej piosenkowej formy, lecz od poszukiwań atmosfery, ale idąc w tym samym kierunku - coraz większego doskonalenia kompozycji. Tak powstają wielkie dyskografie.

Około godziny - tyle czasu, wystarczy, by wysnuć o wiele więcej wniosków, bo temat wdzięczny i rozległy, ale w - niecałą! - godzinę można też posłuchać Shields, co też zalecamy - w dużych dawkach, bo nie przejada się ani trochę.
4. Linda Mirada - Con mi tiempo y el progreso


My: Gratulujemy nowej płyty, jest naprawdę znakomita i podoba nam się jeszcze bardziej niż debiut!

Linda: Dziękuję!

Cała przyjemność po naszej stronie.
3. Bat For Lashes - The Haunted Man


Natasha, you are so much more than a superstar.





2. Pegasvs - Pegasvs


Rzadko kiedy powstają debiuty tak mocne jako całość i muzyczne doświadczenie, o którym Luciana i Sergio mówią w naszym kwietniowym wywiadzie, na pewno miało tu ogromne znaczenie. Pegasvs to dzieło kompletne - świetnie skomponowane, ułożone, operujące emocją w najczystszej formie, a jednocześnie trzymające ją w ryzach porywających piosenek. Piosenek porywających żywiołowo i energetycznie + rozdzierająco i melancholijnie. I mimo tego, że każdą z nich uda nam się bez problemu zaliczyć do jednej z tych grup, siła Pegasvsa tkwi w tym, że całe to - konstelacyjnie rozległe - spektrum emocji znajduje się wewnątrz każdego utworu. Soczewki, kontrasty i mikroświaty mają najwyraźniej bardzo wiele wspólnego z sednem absolutu.




1. Capullo - Testigos del fin del mundo


Testigos del fin del mundo cóż, ta piękna płyta ogniskuje w sobie to, co najlepsze w nowym, niezależnym latino. Mamy więc elektronikę podszytą orkiestrą, szczere sacrum emocji ze ślicznie przystylizowaną dicho-profanką stylu, filmy Buñuela z lat 50. i książki Cortazara z lat 60., latynosów w Paryżu i Europę w Meksyku, rozpikselowane wideo-fascynacje i kompozycyjne fascynatory, stany zjednoczone i stany osobne, dziewczyńskość i chłopięcość, ciepłe dni i zimne noce.

Piosenki są tu i pretekstem do opowiedzenia historii i historiami samymi w sobie, najciekawsze jest chyba jednak to, że mnóstwo rzeczy do wysłuchania to elementy, które są bardziej efektem oddziaływania tej płyty, a nie tego, co zostało na nią nagrane. Innymi słowy - zamiast tego, co autor miał na myśli słyszymy siebie na wspaniałym, świeżym i ożywczym podkładzie.

Oprócz tego - umieszczenie Capullo na pierwszym miejscu podsumowania roku to także funny-thing-to-do i to wcale nie dlatego, że ci młodzi Meksykanie nie zasługują na miano autorów najlepszego albumu 2012. To nasze przymrużenie oka, wskazujące na wielką umowność kolejności w tego typu rankingach, czy lepiej - umowności takich zestawień w ogóle. Oto komedia romantyczna wygrywa z poważnymi dramatami, longplej istniejący w świadomości słuchaczy zamieszkujących dalekie miejsce po przecinku triumfuje nad płytami wielkimi i płytami wielkich. Triumfuje i nie, bo i Natashę i Pegasvs widzimy także tu - na samych szczytach ubiegłego roku.

Ale OK, była laudacja, czas na prywatę, więc:

¡E! ¡Capullo! ¡Os dije que vuestro disco ocuparía un puesto alto en nuestro ranking!