Niezawodny tłumacz Googla twierdzi, że “Mensagem” tworzy "11 obcisłe piosenek o wakacyjnego i miłość na plaży, wśród innych rzeczy”. Cóż, jeśli się dobrze zastanowić - czegóż więcej powinniśmy oczekiwać od popu idealnego?
O yiLet dowiedzieliśmy się za sprawą teledysku do utworu ENA, który sieciowe światło dzienne ujrzał bardzo niedawno. Jest to o tyle niezwykłe, iż album, z którego pochodzi numer miał premierę trzy lata temu i jest płytą, o której wszyscy zdążyli już chyba zapomnieć. Kwestia programowego olewania muzyki z dźwiękowego trzeciego świata (a więc płyt spoza Stanów, Anglii + co bardziej modnych państw Europy) wypada tu jednak na margines, w centrum uwagi pozostawiając samą przegapioną perłę.
“Mensagem” jest bowiem albumem znakomitym, praktycznie pozbawionym wad, skondensowanym, rześkim, kapitalnie zaśpiewanym i zagranym, nie posiadającym zbędnej piosenki. Hiszpańszczyzna miesza się tu z portugalszczyzną na zasadach mocno dowolnych, podobnie zresztą jak zachwycające hiciory plotące się płynnie z balladami, które trzebią duszę i rzucają ją chwilowo w rejony emocjonalnego manka i pustki patagońskiego wygwizdowa. O ile jednak początek Me Vuelvo przywodzi na myśl Buckleyowskie Mojo Pin, a zamykające całość Mañana espero no porusza rytmem podobnym do ślicznego Your Spain The White Birch (ktoś pamięta?), to ogólnie rzecz słysząc “Mensagem” nie jest płytą depresyjną. Otwieracz (Me gusta) zadaje szyku linią basu, Dias lejos pędzi aleją gwiazd, a najbardziej czepliwe, niespełna dwuminutowe, Paisagem wyrasta na jeden z najlepszych ibero-przebojów ostatniej dekady.
Na płycie żeńskiego tercetu z Buenos Aires oprócz samych kawałków cieszy też najprawdziwsza indie-produkcja (brawa dla producenta o popularnym wśród miłośników supermarketowych trunków nazwisku Carlorosi) - prawdziwie wolna od gładzenia echa wokalu i skrywania automatycznego brzmienia perkusyjnych parad. Właśnie tu słyszymy więc prawdziwie niezależną muzykę - zawodowo skomponowaną i amatorsko szczerą. To miła odmiana w czasach, gdy większość docierających do nas dźwięków charakteryzuje się szczerością na potrzeby zawodowe i całkowitą amatorszczyzną kompozycji.
9
“Mensagem” jest bowiem albumem znakomitym, praktycznie pozbawionym wad, skondensowanym, rześkim, kapitalnie zaśpiewanym i zagranym, nie posiadającym zbędnej piosenki. Hiszpańszczyzna miesza się tu z portugalszczyzną na zasadach mocno dowolnych, podobnie zresztą jak zachwycające hiciory plotące się płynnie z balladami, które trzebią duszę i rzucają ją chwilowo w rejony emocjonalnego manka i pustki patagońskiego wygwizdowa. O ile jednak początek Me Vuelvo przywodzi na myśl Buckleyowskie Mojo Pin, a zamykające całość Mañana espero no porusza rytmem podobnym do ślicznego Your Spain The White Birch (ktoś pamięta?), to ogólnie rzecz słysząc “Mensagem” nie jest płytą depresyjną. Otwieracz (Me gusta) zadaje szyku linią basu, Dias lejos pędzi aleją gwiazd, a najbardziej czepliwe, niespełna dwuminutowe, Paisagem wyrasta na jeden z najlepszych ibero-przebojów ostatniej dekady.
Na płycie żeńskiego tercetu z Buenos Aires oprócz samych kawałków cieszy też najprawdziwsza indie-produkcja (brawa dla producenta o popularnym wśród miłośników supermarketowych trunków nazwisku Carlorosi) - prawdziwie wolna od gładzenia echa wokalu i skrywania automatycznego brzmienia perkusyjnych parad. Właśnie tu słyszymy więc prawdziwie niezależną muzykę - zawodowo skomponowaną i amatorsko szczerą. To miła odmiana w czasach, gdy większość docierających do nas dźwięków charakteryzuje się szczerością na potrzeby zawodowe i całkowitą amatorszczyzną kompozycji.
9
yiLET - trio z Buenos Aires, autorki albumu “Mensagem” z 2009 roku (wydanego przez wytwórnię Peatón Discos); myspace tutaj, płyta do kupienia tutaj. ROMINA DAVIS - graficzka i reżyserka z Buenos Aires, autorka świetnego teledysku do utworu ENA (powyżej); blog tutaj.