Od za-parę-dni do końca września jesteśmy na urlopie, a to oznacza, że Louder i Orxateria zapadają na ten czas w sen wczesnojesienny. W ramach rekompensaty w październiku bardzo ciekawe wywiady + geograficzna niespodzianka.
O tym, że punkt widzenia niekoniecznie zależy od punktu siedzenia, o nowej fali chilijskiego kina i o tym, co jest najmniej narodową rzeczą na świecie - rozmawiamy z reżyserką Od czwartku do niedzieli - filmu, który zwyciężył w głównym konkursie MFF Nowe Horyzonty 2012.
Po pierwsze - gratulujemy zwycięstwa w międzynarodowym konkursie Nowe Horyzonty! Jak było we Wrocławiu? Co myślisz o mieście i festiwalu?
Bardzo dziękuję! Byłam zaskoczona i zachwycona samym festiwalem i pobytem we Wrocławiu, który zapamiętam jako piękne miasto, niezatłoczone jeszcze tłumami turystów. Na Nowych Horyzontach bardzo podobała mi się organizacja, dobór filmów, no a oprócz tego znakomicie się tutaj bawiłam.
Od czwartku do niedzieli to film o rozstaniu obserwowanym oczami dziecka. Młodzi aktorzy i tematyka rozpadu związków międzyludzkich to cechy łączące Twoje krótkie metraże (Debajo, Videojuego) z pełnometrażowym debiutem. Dlaczego to na nich opierasz swoje filmy?
Interesuje mnie hodowanie fikcji, która powoli zaczyna wypełniać puste przestrzenie w mojej pamięci. Punktem wyjścia dla moich historii są prawdziwe wydarzenia, które przyjmują jednak pewną zmienioną formę. Ciekawi mnie to, co mnie otacza i co mogę zaobserwować. Nie zawsze to, co piszę jest autobiografią, ale zawsze ma swój początek w rzeczywistości i dopiero później przeistacza się w artystyczne zmyślenie. Właśnie dlatego na początku eksploruję obszary, które są mi znane i bliskie, a jednym z nich jest niewątpliwie rodzina. Dla mnie jest to zresztą kwestia relatywna, ale faktycznie skupiam się głównie na relacjach międzyludzkich. Interesuje mnie przełamywanie ról w strukturze rodziny i pokazywanie tego procesu jako wyniku związku bliskich sobie ludzi i decyzji, jakie sami podejmują.
Kiedy patrzę wstecz, myślę, że moje krótkie metraże i Od czwartku do niedzieli to tak naprawdę wciąż ta sama opowieść, a każdy film opisuje jedynie inny fragment na osi czasu. Być może to, o czym cały czas mówię, to jedyna historia zdolna tak silnie motywować mnie do kręcenia.
W swoich filmach pokazuję różne wycinki codziennych sytuacji rodzinnych obserwowane z pewnym - wynikającym z filmowej formy - dystansem. Przyjęcie określonych punktów widzenia jest dla mnie ważniejsze niż sama fabuła. Myślę, że moje wspomnienia związane z tym, z jakiej perspektywy widziałam i słuchałam kiedy byłam mała stanowią najbardziej autobiograficzną część Od czwartku… i to właśnie moje zmysłowe doznania sprawiły, że historia została pokazana tak, a nie inaczej. Jest coś organicznego, co każe mi wracać do przeszłości, by zanurzyć się w pewnych momentach, zapewne po to, by ocalić je od zapomnienia. Kiedy staje się to publiczne czuję, że wyrażam mój sposób widzenia świata i mam nadzieję, że nie jest to jedynie grzebanie w mojej własnej przeszłości. Wierzę, że to, co staram się przedstawić może wygenerować emocje i przypomnieć widzom ich własne ważne doświadczenia.
W Debajo kamera patrzy na bohaterów z góry, w Od czwartku… widzimy dzieci siedzące na dachu samochodu i spoglądające w dół na skłóconych rodziców. Czy kwestia perspektywy jest dla Ciebie istotnym elementem pracy nad obrazem?
W Debajo interesowało mnie pokazanie wewnętrznego konfliktu - także w warstwie formalnej.
Interesowało mnie też poszukiwanie treściowych i formalnych ograniczeń, z których mógłby wyniknąć jeden z sensów tego filmu. Lubię eksplorować różne punkty widzenia i obserwować jak mali i nieznaczący wydajemy się z perspektywy kosmosu, tak jak to widać w Debajo. Oszałamia mnie idea, że kino to obrazy - bardzo osobiste, takie, którymi nie może posługiwać się ani muzyka, ani literatura. Myślę, że to właśnie jest to coś, co odróżnia je od innych gałęzi sztuki.
Wracając do samego filmu - myślę, że lubię tworzyć sytuacje nietypowego konfliktu i prowokować emocje samą niewygodną, uwierającą widza perspektywą i realizacją. Kiedy piszę scenariusz od razu myślę o kadrach i sytuacjach. Historia pojawia się później.
Film, który teraz kręcisz - Tarde para morir joven - ma opowiadać o trzech kobietach z wyizolowanej leśnej społeczności - wydaje się, że to zupełnie inna sfera emocji i środków wyrazu. Czy uznałaś, że czas na coś nowego?
To projekt, który nadal jest na etapie pisania scenariusza i zmienia się wraz z upływem czasu. Wśród bohaterów znów znajdziemy dzieci i nastolatków, ale mimo to ten film faktycznie jest dla mnie czymś nowym, bardziej skomplikowanym, ponieważ chcę sportretować w nim większą społeczność. To krok naprzód jeśli chodzi o strukturę scenariusza, który jest tu mniej zamknięty, bardziej rozbudowany, z większą ilością bohaterów i historii, a tak ważny dla mnie punkt widzenia jest w związku z tym bardzo zmienny. Z drugiej strony sądzę, że atmosfera obrazu ma wiele wspólnego z tą, znaną z moich poprzednich dokonań. Powiedziałabym nawet, że jest wynikiem tego, co robiłam wcześniej.
Od czwartku… to film bardzo mocno osadzony w chilijskich realiach. Czy kolejny także będzie związany z Chile?
Tak, Tarde… będzie filmowany w Chile, w zielonej dzielnicy na przedmieściach Santiago. Nie mogłabym chyba kręcić go w innym miejscu, bo sama historia ma związek z moim dzieciństwem i przestrzenią, w której dorastałam.
Mam inny, mniejszy projekt, który planuję nagrać w Europie, ale na dziś to tylko pomysł.
Jeśli jesteśmy już przy geografii - czujesz się artystką chilijską, południowoamerykańską czy światową? Czym jest dla Ciebie Chile?
Lubię mój kraj. Czuję, że to moje miejsce na ziemi, nawet jeśli często je krytykuję. Wydaje mi się, że Chile jest bardzo wyizolowane, funkcjonuje niemalże niczym wyspa. Do tego jest to państwo bardzo tradycjonalistyczne, w którym wciąż istnieje mnóstwo niesprawiedliwości. Mimo to mój kraj stanowi dla mnie to, co znam, to, co mam stabilnego i miejsce, do którego zawsze wracam. Mam tu rodzinę, dom, który bardzo mi się podoba i historie, które motywują mnie do robienia filmów.
Jeśli chodzi o poczucie przynależności artystycznej - czuję, że kino to najbardziej nienarodowa rzecz jaka istnieje. Nie czuje się częścią kina chilijskiego, południowoamerykańskiego czy światowego.
Dla mnie kino ma wiele wspólnego z kwestiami transcendentalnymi i relacjami międzyludzkimi. W tym sensie - tematycznie - czuję się bardziej związana z ogólnie pojmowanym kinem światowym.
W wywiadzie dla Dazed Magazine powiedziałaś, że mimo tego, że na pierwszy rzut oka Od czwartku… nie jest filmem typowo chilijskim, to jeśli przypatrzeć się bohaterom i ich relacji okaże się, że są oni bardzo typowi właśnie dla Chile. Możesz rozwinąć tę myśl?
Myślę, że jest coś bardzo chilijskiego w detalach. Chciałam zrobić film o czymś, co jest blisko mnie, dlatego po drodze coraz bardziej oddalałam się od tego, o czym najczęściej mówi się o Chile w kinie narodowym - od biedy, problemów politycznych itp. itd. Mimo że opowiedziana przeze mnie historia mogłaby zdarzyć się gdziekolwiek na świecie, myślę, że jest coś bardzo chilijskiego w bohaterach i w formie mówienia, która nakazuje milczeć o rzeczach najważniejszych.
Film opiera się jednocześnie na dystansie i inercji, na powstrzymywaniu się od mówienia w momentach, w których słowa w nas niemalże eksplodują do wewnątrz. Być może to historia zrobiła z nas takich bezwładnych introwertyków?
Chilijskość filmu ma wiele wspólnego z codziennym życiem w kraju, ze szczegółową obserwacją ludzi, którzy mnie otaczają, ale mimo to we wszystkich miejscach na świecie zdarzyły się przecież podobne podróże. Pokazując ten film za granicą zorientowałam się, że ludzie w innych krajach identyfikują się z moimi bohaterami i mogą odbierać ich przeżycia jako swoje własne.
Cinestación to firma, którą założyliśmy we trojkę z przyjaciółmi z uniwersytetu. To bardziej spółdzielnia niż firma produkcyjna, bo tak naprawdę nie ma w niej prawdziwych producentów. Reżyserujemy, montujemy i w zależności od projektu, nad którym pracujemy angażujemy kolejne osoby. Cinestación powstało parę lat temu i oznaczało dla nas osiągnięcie pewnej niezależności, która pozwoliła nam starać się o publiczne środki i stworzyć instytucję pomagającą rozwijać kino, które nas interesuje. Dotychczas zrobiliśmy kilka krótkich filmów, Od czwartku… jest naszym pierwszym długim metrażem, mamy też kilka nowych pełnometrażowych projektów w fazie tworzenia. Interesuje nas rozwijanie naszych pomysłów, ale także wspomaganie inicjatyw innych - ogólnie rzecz ujmując - nowych twórców. Chcemy angażować się w nie od samego początku aż po dystrybucję, prowokując kreatywny dialog i będąc jednocześnie platformą produkcyjną.
Oglądając południowoamerykańskie produkcje na Nowych Horyzontach można było odnieść wrażenie, że to właśnie chilijska scena filmowa nadaje nowy ton temu, co dzieje się w kinematografii całego kontynentu. Czy to prawdziwy obraz i czy - jako reżyserka, (nie)producentka i prowokatorka dialogu - czujesz się częścią nowego chilijskiego kina?
Wydaje mi się, że w krótkim czasie pojawiło się w kinie chilijskim sporo nowych tytułów. W związku z tym, że robi się więcej filmów są one interesująco różnorodne i chyba właśnie w związku z tym można mówić o kształtowaniu się nowej fali. Mimo to myślę, że kino chilijskie nadal pozostaje zbiorem kin osobistych, autorskich, bez widocznego wspólnego mianownika łączącego filmy i ich twórców. W kinie argentyńskim czy greckim można zauważyć pewne prądy, punkty, style czy wspólne poszukiwania. W kinie chilijskim jest to bardziej skomplikowane. Dodatkowo - tak jak mówiłam - kino jest dla mnie najmniej narodową rzeczą na świecie. Nie interesuje mnie bycie częścią większej - narodowej czy jakiejkolwiek innej - grupy. Coraz bardziej traci dla mnie sens mówienie o kinie chilijskim, latynoamerykańskim, niezależnym czy - powiedzmy - kinie kobiet. Mogę identyfikować się z twórcami na całym świecie, z interesującymi kinematografiami lub filmami, które mnie przekonują lub w jakiś sposób łączą się z tym, co sama robię. Z pewnością nie ma to jednak nic wspólnego z terytorium, na którym powstają.
Nie ukrywamy, że jesteśmy fanami chilijskiej muzyki (Javiery Meny, Dënver, Fernando Milagrosa…), musimy więc spytać - czy jako Chilijka słuchasz krajowych zespołów?
Tak, często słucham chilijskiej muzyki i bardzo się cieszę, że jest u nas sporo nowych dobrych grup! Podobnie jak Wy lubię Javierę Menę, ale też Manuela Garcię i wielu innych artystów, także tych starszych, jak Violeta Parra czy Los Tres.
Na koniec - wyliczanka. Podaj tytuł swojego ulubionego chilijskiego, południowoamerykańskiego i światowego filmu.
Jeśli chodzi o Chile to El Chacal de Nahueltoro, a z nowszych - Nostalgia de la Luz. Z latynoamerykańskich: La Ciénaga i Luz Silenciosa (pol. Ciche światło). Najtrudniej będzie ze światowym… Cóż, jestem fanką kina Antonioniego, Cassavetesa, Hannekego i Eustache’a, a z mniej znanych filmów polecam A Swedish Love Story Roy’a Anderssona.
Al principio, nos gustaría felicitarte por la victoria de tu película en el concurso del festival Nuevos Horizontes. ¿Lo has pasado bien en Wroclaw? ¿Te gustó el festival y la ciudad?
Muchas gracias ! me encantó estar en Wroclaw. Fue una sorpresa encontrarme con un festival tan bien organizado en esa ciudad preciosa todavía no invadida por turistas. La programación me pareció muy buena y además lo pasé muy bien.
En 'De jueves a domingo' observamos la ruptura de una pareja desde la perspectiva de un niño. Con frecuencia trabajas con actores muy jóvenes y tanto en tus cortometrajes ('Debajo', 'Videojuego') como en tu debut largo abarcas el tema de la ruptura amorosa. ¿Por qué es el motivo que vuelve en tus filmes?
En un primer momento me interesa hacer crecer la ficción ocupando los espacios vacíos de mi memoria, luego las historias se despegan de mi vida y toman su forma propia. Me interesa lo que tengo cercano y he observado. No siempre es autobiográfico, pero siempre hay detalles de la realidad que mezclo con otras imágenes y después avanzan hacia la ficción. En ese sentido lo primero que tengo al frente es lo familiar. Para mi lo familiar es relativo, son relaciones entre personas, me interesa quebrar los roles, que lo familiar tenga que ver con conexiones y decisiones personales.
Si veo hacia atrás creo que mis cortos y De jueves a domingo son como una misma historia, como si hubiera sacado momentos de una misma linea de tiempo, quizás es la única historia que hasta ahora me nace contar. Son distintos fragmentos de situaciones familiares cotidianas vistas con cierta distancia formal. La historia para mi no es lo más importante, sino ponerme en un punto de vista determinado. Creo que mis recuerdos de como veía y escuchaba cuando era chica son lo más autobiográfico en esta película, el como estos recuerdos físicos determinan la puesta en escena. Hay algo orgánico que me hace volver al pasado, enfrascar momentos quizás para no olvidar. Al hacer esto público siento que estoy expresando mi forma de ver el mundo, espero que no tenga que ver solo con escarvar mi pasado y que pueda generar alguna emoción, una experiencia valiosa o algún tipo de reflexión en el espectador.
En uno de tus cortometrajes, 'Debajo', la cámara observa a los protagonistas desde arriba, en 'De jueves a domingo' los niños sentados en el techo de un coche observan desde arriba a sus padres discutiendo. ¿Es la cuestión de perspectiva un elemento clave para ti a la hora de trabajar sobre una película?
Me interesaba que una puesta en escena sea conflictiva de por si, hacer búsquedas en torno a limitaciones desde donde pueda surgir el sentido de la película.
Me gusta explorar los diferentes puntos de vista, ver lo insignificantes que parecemos vistos desde un Eclipse por ejemplo (en "Debajo"). Me alucina la idea de que el cine son imágenes, que no puede ser literatura, música, que no puede ser otra cosa que cine. Hay algo en el cine que lo hace diferente. Me gusta ponerme en una posición crítica, generar una emoción desde la incomodidad de la puesta escena. Mientras escribo estoy pensando en encuadres y situaciones, la historia se va relelando después.
Hemos leído que tu próxima película, 'Tarde para morir joven', contará la historia de tres mujeres viviendo en una casa aislada, localizada en el medio del bosque. Parece que serán emociones e instrumentos retóricos distintos a los que hemos visto en tus películas anteriores. ¿Has llegado a la conclusión que te gustaría probar algo nuevo?
Es un proyecto que está todavía en etapa de escritura, ha ido cambiando. Hay también tres niños y adolescentes como protagonistas, sin embargo lo siento como un paso nuevo, un proyecto un poco más complejo porque quiero retratar a una comunidad y el punto de vista es fluctuante. Pienso que viene de la misma atmósfera de mis trabajos anteriores, pero es un paso más allá en cuando a la estructura, es menos encerrado, hay más personajes, más historias.
'De jueves a domingo' es una película muy chilena. Que nosotros sepamos tu nuevo filme será rodado en Europa. ¿Influirá el sitio de rodaje al carácter de la película? Si fuera así, ¿cuáles serán las diferencias?
No, Tarde para morir joven también se va a filmar en Chile, en un barrio ecológico a las afueras de Santiago. No podría filmarlo en otro lugar, tiene que ver con mi infancia y el lugar donde crecí. Tengo otro proyecto más pequeño que puede que filme en Europa, pero por el momento es solo una idea.
Y si ya hemos mencionado un poco la geografía: ¿Te consideras más bien una artista chilena, latinoamericana, o mundial? ¿Qué representa tu país para ti?
Me gusta mi país, siento que es mi lugar más allá de que critique muchas cosas. Me parece que es un país aislado, muy insular, muy tradicional todavía, con mucha injusticia. Sin embargo es mi país, lo que conozco, lo que tengo estable y el lugar al que siempre vuelvo. Aquí está mi familia, mi casa que me gusta mucho, el origen de las cosas que me motiva filmar. Siento sin embargo que el cine es lo menos nacionalista que hay, no me siento más conectada con el cine chileno que con el cine latinoamericano o mundial, para mi el cine tiene que ver con cosas más trascendentales y con relaciones humanas, en ese sentido me siento más del mundo.
En una entrevista publicada en Dazed Magazine dijiste que los protagonistas de 'De jueves a domingo' y la relación entre ellos son muy típicos para Chile. ¿Podrías desarrollar un esa opinión?
Creo que hay algo muy chileno en los detalles, me interesaba hacer una película sobre lo que tengo cercano, así de paso me alejaba de lo que más se muestra de Chile: la pobreza, los problemas políticos etc. Aunque la historia pueda pasar en cualquier otro lugar siento que hay algo chileno en estos personajes, en la forma de hablar sin decirse nada. La película tiene una contención y una inercia para mi muy chilena, esa forma que tenemos de no decir nada queriendo explotar. La historia del país quizás nos ha hecho introvertidos. Lo chileno tiene que ver con la vida cotidiana de aquí, quizás con mis observaciones de pequeños detalles de la gente que me rodea, pero sin embargo en todos lados han ocurrido los mismos viajes y al estrenar me di cuenta que la gente de otros paices se siente identificada y puede tomar las vivencias de la película como algo propio.
¿Podrías decir un poco sobre el proyecto CINESTACIÓN?
Cinestación es una productora que armamos tres compañeros de la Universidad. Es como una cooperativa porque es una productora sin productores, somos dos directores y una montajistas y vamos invlocrando a otras personas según los proyectos. Creamos la productora hace algunos años como una forma de independizarnos, de poder presentar nuestros proyectos a los fondos públicos y crear una plataforma para desarrollar el cine que nos interesa. Hasta el momento hemos hecho varios cortometrajes, De jueves a domingo es el primer largometraje y tenemos dos proyectos de largometraje en desarrollo. Nos interesa desarrollar nuestros proyectos pero también de otros, en general de nuevos realizadores, e involucrarnos desde el comienzo hasta la distribución, estableciendo un diálogo creativo y siento a la vez una plataforma de producción.
Después de haber visto varias producciones latinoamericanas en el Nuevos Horizontes 2012 tenemos la impresión de que la cinematografía chilena es fuerte, fresca y original y - tal como el nuevo cine griego en Europa- lleva la batuta en la cinematografía del continente ¿Te parece verdadera esa opinión? ¿Te consideras una parte de la 'nueva ola' del cine chileno?
Me parece que en poco tiempo ha crecido mucho la producción de Cine en Chile, pienso que se hacen más películas, hay una variedad interesante y es justo hablar de esa nueva ola que surgió. Sin embargo creo que el cine chileno sigue siendo un conjunto de cines personales sin mucha conexión entre las películas ni los autores. En el cine argentino o Griego por ejemplo, se pueden ver corrientes, puntos de unión, estilos o búsquedas comunes. Pienso que en el cine chileno es más dificil. Como dije antes para mi el cine es lo menos nacionalista que hay, no me interesa formar parte de un grupo, cada vez tiene menos sentido para mi hablar de cine chileno, o latino, o independiente o de mujeres, puedo conectarme con diferentes personas alrededor del mundo y vincularme con cines que me hacen sentido o películas que dialogan con la mia, no tiene que ver con los territorios.
Te hacemos una confesión... somos fans perdidos de varios artistas chilenos, de Javiera Mena, los Dënver, Fernando Milagros, Fakuta... ¿Escuchas la música nacional?
Si, me gusta mucho la música chilena, hay varios grupos nuevos buenos, me gusta también la Javiera Mena, Manuel García etc. También hay música chilena menos actual que me gusta mucho, como Violeta Parra y Los Tres.
Y, para terminar, dinos tus películas preferidas: una chilena, una latina y una mundial.
Chilena: El Chacal de Nahueltoro, más actual: Nostalgia de la Luz,
Latina: La Ciénaga y Luz Silenciosa,
Mundial es muy difícil… me gusta el cine de Antonnioni, de Cassavettes, de Hanneke, Eutache, y una película menos conocida "A swedish love story" de Roy Anderson.
DOMINGA SOTOMAYOR CASTILLO - ur. w 1985 roku w Santiago de Chile reżyserka filmowa; jej debiutancki film pełnometrażowy - De jueves a domingo (Od czwartku do niedzieli) - miał premierę w 2012 roku na MFF w Rotterdamie, gdzie otrzymał Nagrodę Tygrysa; film zwyciężył także w konkursie MFF Nowe Horyzonty 2012 we Wrocławiu. Częściowo autobiograficzny obraz opowiada o rozpadzie rodziny z perspektywy dzieci, które wyruszają z rodzicami w ostatnią wspólną podróż.